Środowisko rodzinne
Stefania Agnieszka Łącka, córka Antoniego i Agnieszki z d. Wcisło, urodziła się 6 stycznia 1914 roku w Woli Żelichowskiej, w parafii Gręboszów, w powiecie Dąbrowa Tarnowska, diecezja tarnowska, jako trzecie i ostatnie dziecko Łąckich. Sakrament chrztu otrzymała 8 stycznia 1914 roku w kościele parafialnym w Gręboszowie, którego szafarzem był ks. Adam Bryl. Proboszczem parafii Gręboszów w latach 1907-1931 był ks. Piotr Halak, który rozbudził życie religijne parafian przez szerzenie kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny. Zasłynął on także z opieki nad ubogimi.
Zmarł w opinii świętości. Z tej parafii pochodził mjr Henryk Sucharski, bohaterski dowódca obrony Westerplatte w 1939 roku. Więź między nimi przypominała relacje, jaka łączy ucznia z ojcem duchownym. O tej więzi mówił też kardynał Karol Wojtyła na uroczystości poświęcenia ich epitafiów w dniu 14 listopada 1971 roku: „Te dwie postaci Opatrzność Boża związała przed dziesiątkami lat. Opromienieni blaskiem swego życia na naszej ziemi, blaskiem wielkich zasług i heroicznego męstwa [...] świadczą nam [...] o głębokim związku, jaki zachodzi między posługą kapłana a życiem świeckiego. I to życie świeckiego jest także apostolstwem”.
W kontekście słów przyszłego świętego Jana Pawła II można powiedzieć, że także życie Stefanii Łąckiej, dziewczyny z Powiśla, było apostolstwem, o czym przekonują nas wypowiedzi świadków jej słów i czynów zawarte w niniejszym opracowaniu.
Starszym rodzeństwem Stefanii byli bracia: Franciszek i Jan. Rodzice byli ludźmi bardzo pracowitymi i religijnymi. Swoje dzieci od najmłodszych lat uczyli pracowitości i autentycznie chrześcijańskiego życia. Wkrótce wybuchła pierwsza wojna światowa. Antoniego Łąckiego zmobilizowano do wojska. Z Nowego Sącza – po urlopie spędzonym w domu przed wyjazdem na front – przesłał Antoni kartkę do rodziny. W kilku zapisanych zdaniach nie krył on obawy o swój los, o los rodziny, ale najbardziej uderza w nich ogromna ufność w opiekę Bożą i Matki Najświętszej. Antoni pisał: Niechże nas ma swojej w opiece Serce Jezusa i Matki Boskiej i pocieszy na tym świecie […]. Miejmy nadzieję w Bogu Miłosiernym, że nam pozwoli jeszcze razem rozmawiać i pracować na życie i na zbawienie dusz […]. Nie martw się żonuś moja i nie rozpaczaj, bo Bóg jest z nami wszędzie. Antoni wrócił z wojny ze zniszczonym zdrowiem. Zmarł 20 października 1921 roku, opłakiwany przez wszystkich jako człowiek dobry i religijny, pracowity, ceniony gospodarz. Stefania miała wówczas siedem lat.
Po śmierci ojca cała praca na roli, troska o utrzymanie i wychowanie dzieci spadła na barki matki i starszego brata, Franciszka. Matka Stefanii, Agnieszka, wywarła niewątpliwie największy wpływ na kształtowanie się jej osobowości. Agnieszka pochodziła z bardzo religijnej rodziny. Była oczytana. W domu Łąckich było dużo książek o tematyce religijnej, śpiewniki kościelne i książeczki z kolędami.
Były również inne wartościowe książki. Prenumerowała miesięczniki: „Posłaniec Serca Jezusowego”, „Rycerz Niepokalanej”, „Echo Afryki”, „Murzynek”, a później „Naszą Sprawę”. Pisma te nie tylko czytano w domu, ale i chętnie pożyczano innym.
Mimo niezliczonych zajęć gospodarskich umiała wygospodarować czas na czytanie i modlitwę. Pracę, jeżeli to było możliwe, łączyła z pieśnią lub modlitwą. Modliła się również z brewiarza III Zakonu św. Franciszka.
Była wrażliwa na niedolę ludzką, wspierała ubogich. W czasie odpustu w Gręboszowie wszystkim żebrakom zapewniała wyżywienie i nocleg, chociaż sama z dziećmi mieszkała w jednej izbie, a warunki życia były trudne.
Brat Stefanii, Franciszek, urodzony w 1900 roku, kiedy umarł ojciec, miał 21 lat. Był bardzo zdolny i pracowity. Stefania kochała i podziwiała Franciszka, który – chociaż jeszcze młody – okazał jej dużo serca, pragnąc zastąpić zmarłego ojca. Toteż kiedy w 1932 roku zginął tragicznie w wypadku, Stefania czuła, jakby drugi raz straciła ojca.
Młodszy z braci, Jan, urodził się w 1910 roku. W domu i wśród sąsiadów wołano na niego Mieczysław i pod tym imieniem utrwalił się w ludzkiej pamięci.
Bardzo pozytywny wpływ na życie rodziny wywierał świątobliwy proboszcz, ks. Piotr Halak. Cieszył się w rodzinie wielkim szacunkiem, a Agnieszka Łącka często powoływała się na wskazania proboszcza, nawet po jego śmierci (17 XI 1931).
Po śmierci ojca Stefania zapewne nie miała łatwego życia w domu. Wiemy, że w tamtych czasach na wsi dziecko od najmłodszych lat musiało pomagać w gospodarstwie. W owej atmosferze pracy, modlitwy i szczerej pomocy drugim Stefania – jako bardzo wrażliwe i inteligentne dziecko – znalazła jednak odpowiednie warunki kształtowania tych przymiotów, które potem tak wyraźnie zaznaczą się w jej życiu: głębokiej, świadomej, a równocześnie bardzo prostej i ufnej wiary; umiłowania modlitwy; cierpliwości wśród trudności i cierpień; umiłowania pracy oraz wrażliwości na potrzeby i niedole każdego, bez różnicy, człowieka.
Lata szkolne
Pierwsze dwa lata nauki pobierała Stefania w szkole powszechnej w Woli Żelichowskiej. Klasę trzecią i czwartą ukończyła w Gręboszowie. Kierowniczką szkoły i wychowawczynią klasy Stefanii była Aniela Tymkiewicz-Grabiec, osoba religijna, patriotka, ciesząca się dużym szacunkiem tamtejszej społeczności, w tym również ks. Piotra Halaka. W jej klasie były wypisane na planszy słowa: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, których znaczenie często tłumaczyła. Dziś stwierdza ona, że Stefania uczyła się doskonale, posiadała wrodzoną inteligencję, była karna, pracowita, uprzejma, ofiarna, zawsze chętna do pracy pozaszkolnej i w niesieniu pomocy drugim koleżankom.
Do klasy szóstej i siódmej szkoły powszechnej Stefania uczęszczała w Dąbrowie Tarnowskiej. Zachował się zeszyt domowych wypracowań z języka polskiego z klasy szóstej. Z wyjątkiem
jednego, za wszystkie wypracowania otrzymała ocenę bardzo dobrą. Najbardziej ciekawe wydaje się wypracowanie pt. Wiosna. Zdradza późniejsze zdolności literackie i skłonność do refleksji, nieczęstą przecież u trzynastoletniej dziewczyny. Wypracowanie Stefania kończy słowami: „Wiosna to młode lata człowieka. Z zasiewu na wiosnę spodziewamy się w jesieni plonu. Tak samo co zasiejemy w sercu młodości, to otrzymamy w dalszym życiu”.
W 1928 roku Stefania ukończyła siedmioklasową szkołę powszechną w Dąbrowie Tarnowskiej. Miała wówczas czternaście i pół lat.
W roku szkolnym 1928/1929 Stefania Łącka została uczennicą I Żeńskiego Seminarium Nauczycielskiego im. bł. Kingi w Tarnowie, którego dyrektorem był ks. Józef Chrząszcz. Seminarium nie miało internatu. Staraniem ks. Chrząszcza Stefania zamieszkała u państwa Kalicińskich, w jednym pokoju z ich córką, Marią, która w tym samym roku, razem z nią, rozpoczęła studia w Seminarium Nauczycielskim.
Jak wyglądała Stefania? Jaką była uczennicą? Jaką koleżanką?
Franciszka Grela, albertynka, wówczas koleżanka Stefanii, tak ją opisuje: Stefania była wzrostu wysokiego, silnie zbudowana i zawsze bardzo schludnie, choć skromnie ubrana. Pamiętam dobrze jej twarz pokrytą rumieńcem, którą okalały lekko falujące ciemne włosy, a spoza okularów spoglądały ciemne, pełne dobroci oczy. Twarz jej rozjaśniał często przemiły uśmiech. Głos miała delikatny, dźwięczny.
Stefania imponowała mi wiedzą, inteligencją, taktem, dużą kulturą duchową, prawym charakterem, delikatnością w obejściu, a jednocześnie ogromną prostotą. Zawsze była pełna idealizmu. Odznaczała się głęboką pobożnością. Koleżanki lgnęły do niej, bo miała w sobie coś matczynego. Umiała poradzić, pocieszyć, dla każdego miała dobre słowo. Dla mnie osobiście była ideałem.
Inne koleżanki wspominają: Przemożnie ubogacona umysłowo i wewnętrznie, a równocześnie zawsze taka skromna, serdeczna i dobra bezpośrednia i usłużna, pełna pogody, humoru i radości.
Była troskliwa o młodsze koleżanki, starała się poradzić, o co by ją ktoś zapytał, poprosił […]. W naszych kłopotach szło się do Stefy po poradę czy pomoc w nauce. Nigdy nikogo nie ignorowała, do każdego była z należytym szacunkiem.
Była zawsze przygotowana w sposób jakby szczery, wnikliwszy, co zawsze mnie zastanawiało, a świadczyło to o jej nieprzeciętnych zdolnościach, pracowitości i pilności.
Jej wypracowania były nieraz odczytywane jako wzorce.
Maria Kalicińska pisze, że Stefania była pośredniczką i orędowniczką w sporach, do jakich niekiedy dochodziło między dyrekcją szkoły a uczennicami. I dodaje: Ale też tylko jej ufała – i dyrekcja z pedagogami – i zespół zbuntowanych uczennic.
W krótkim czasie stała się pierwszą uczennicą w klasie, a potem w szkole, a piękne cechy jej charakteru zwróciły na nią powszechną uwagę – notuje Emilia Kropczyńska-Ptak.
Toteż kiedy – już na IV kursie – dyrektor zapytał, która z 42 uczennic jest godna nosić sztandar seminarium, tym razem nikt nie miał wątpliwości: Stefania Łącka!
Stefania nie tylko sama uczyła się wspaniale, nie tylko drugim w nauce pomagała, ale wiele jeszcze czasu poświęcała na zajęcia pozalekcyjne.
Dnia 8 grudnia 1930 roku wstąpiła do Sodalicji Mariańskiej. Uroczystość przyjęcia Stefanii do Sodalicji odbyła się u Księży Filipinów w Tarnowie.
Była najpierw członkiem Sodalicji Mariańskiej, a potem jej prezeską. Jej koleżanki nie tylko opowiadają o zaangażowaniu Stefanii, przygotowującej zebrania z referatami, odczytami, dyskusją, a także różne wieczornice bogate w odpowiednio dobrane teksty literackie, ale podkreślają również jej osobisty wpływ w ramach Sodalicji na urabianie ich postaw na całe życie. Świadczy o tym wypowiedź Janiny Pacany-Lesiakowskiej: Wdzięczna jestem Stefanii za jej dodatni wpływ na nasze postępowanie, bowiem utrwalona moja postawa moralna i religijna pozwoliła mi w pracy zawodowej przetrwać ciężkie chwile, na jakie byłam narażona w czasie okupacji i po wojnie, jako osoba gorąco wierząca.
Dyrektor Seminarium Nauczycielskiego ks. Józef Chrząszcz przywiązywał dużą wagę i otaczał opieką dwumiesięcznik szkolny „Złota Nić”, redagowany przez uczennice. Służył on przekazywaniu wiadomości z życia szkoły, ale mogły one w nim również wypróbować swoje możliwości literackie.
W tym czasie Stefania była najpierw współredaktorką, a od II kursu – aż do matury – redaktorką odpowiedzialną w tym miesięczniku.
Nawiązywała kontakt z absolwentkami Seminarium pracującymi niekiedy na dalekich kresach (Wileńskie, Nowogrodzkie, Poleskie), zachęcając je, aby pisywały do „Złotej Nici” o swojej pracy, o wszystkim, co w tej pracy raduje i smuci. Chodziło o niezmiernie ważną sprawę przygotowania uczennic do przyszłej pracy, czasem w warunkach bardzo trudnych, a nawet wręcz prymitywnych.
Artykuły wstępne w tym miesięczniku podpisywała „Wasza redaktorka”, inne artykuły sygnowała imieniem i nazwiskiem, pseudonimem „Czarna” lub też literami „r” i „red”. Wszystkie jej artykuły cechuje żarliwa wiara, miłość do Matki Bożej, głęboki patriotyzm i uwrażliwienie na niedolę drugiego człowieka.
Należała też do harcerstwa. Z zachowanych materiałów wynika, że już od 6 lutego 1931 roku była sekretarką hufca szkolnego. Maria Żychowska pisze na marginesie jej sprawozdań: Wszystkie omawiane na zbiórkach kwestie ujęte są szeroko, często z komentarzami. Nie znać w tej pracy pośpiechu, wręcz odwrotnie, uderza wielka staranność zarówno w przekazywaniu myśli, jak i w prowadzeniu dziennika. O emocjonalnym związku Stefanii Łąckiej z ruchem harcerskim świadczy chociażby zakończenie jednego z bardzo rzeczowych sprawozdań: „Podniosłą radę hufca zakończono ukochanym hasłem – Czuwaj!”. Przy czym dla niej harcerskie „Czuwaj!” nie było tylko hasłem, ale życiowym, zobowiązującym wezwaniem; wezwaniem, które się ceni i kocha.
Skąd Stefania brała czas na te wszystkie zajęcia? Maria Kalicińska, która – jak wspomniano – mieszkała ze Stefanią w jednym pokoju, tak opisuje program dnia Stefanii Łąckiej: Każdy jej dzień był przepojony bezgranicznym oddaniem się w opiekę Najświętszej Maryi Pannie, ascetyczną wprost pokorą i sumienną, mrówczą pracą. A wyglądał tak: rano – systematyczna nauka w szkole. Po południu praca w organizacjach, chóry, orkiestry. Wieczorem – odrabianie lekcji i zadań. Nocą powinien być sen, ale nie dla Stefy. Wyżywanie się literackie, swoje wiersze, artykuły, referaty – to wszystko pisała dopiero nocą. Często po północy ja się obracałam na drugi bok, a Stefa pochylona pisała i mówiła: „Cicho, cicho – już gaszę”. Rano w szkole nikt nie wiedział, ani słyszał, że jest zmęczona i niewyspana. Pracowała z uśmiechem, pomagając każdemu w szkolnych biedach.
W przerwach lekcyjnych była zawsze otoczona gronem koleżanek, którym pomagała w rozwiązywaniu zadań matematycznych lub tłumaczyła trudniejsze kwestie z innych przedmiotów. Zawsze cierpliwa, uśmiechnięta. A gdy nawet zdarzyło się, że nikt nie prosił o pomoc, otwierała książkę, czytała, albo pisała.
W wakacyjny plan dnia Stefanii wpisana była poranna Msza św., pomoc w gospodarstwie, lektury książek i rozmowy z matką: Rano zawsze uczęszczała na Mszę św. Idąc do kościoła nie pominęła nikogo, każdego pozdrowiła. Starsze kobiety wyżalały się do niej,
a ona z serdecznością umiała je pocieszyć. Każda z nich wyrażała się o niej z szacunkiem i stwierdzały, że takich ludzi trudno spotkać. Ulubionym jej miejscem w kościele był ołtarz Serca Matki Bożej, skąd mogła również widzieć wielki ołtarz. Całą Mszę św. klęczał, wstawała tylko na ewangelię. Zauważali to ludzie i opowiadali, że odznacza się wielką pobożnością.
Najlepiej rozumiały się z matką. W wolnych chwilach od zajęć domowych Stefania opowiadała matce o sobie, snuła opowieści o każdym dniu, który spędzała w szkole i poza szkołą. Rano śpiewały godzinki, a w południe „Anioł Pański”. Interesowały się misjami w Afryce. Stefania opowiadała o Murzynkach, o pracy wśród nich sióstr zakonnych i o Matce Ledóchowskiej.
Stefania przywiązywała wielką wagę, żeby uroczyście i w odpowiednim nastroju przeżywać czas świąt kościelnych. Z wielkim mozołem wykonywała ozdoby na choinkę, przy której potem gromadziła się cała rodzina i liczni sąsiedzi śpiewając kolędy. Stefania umiała dużo pieśni kościelnych, często brała do ręki skrzypce i grając – śpiewała pieśni, przypadające na dany okres kościelny.
Widzimy, że wakacje i ferie świąteczne Stefania spędzała inaczej niż rówieśniczki, i to nie tylko miejskie. Dla niej to był czas wypełniony pracą, służeniem drugiemu człowiekowi, serdeczną rozmową rodzinną, dobrą lekturą, nauką. Zaś wszystko przesycała, jak życiodajna rosa, modlitwa i pieśń religijna. A było to jakieś bardzo naturalne, zwyczajne, proste, oczywiste, po prostu takie było już wtedy jej życie; życie młodego człowieka, który wierzył – życiem.
Działalność apostolska w Tarnowie
W 1933 roku złożyła Stefania celująco egzamin maturalny. Bardzo pragnęła pójść na wyższe studia, warunki materialne rodziny nie pozwoliły jej jednak na realizację marzeń o uniwersytecie.
W tym czasie nasiliło się bezrobocie wśród kadr nauczycielskich. Dla Stefanii, podobnie jak dla wielu jej koleżanek, zabrakło pracy w zawodzie zgodnym z wykształceniem. Nieoceniony ówczesny dyrektor Seminarium, ks. Józef Chrząszcz, który dobrze znał zdolności literackie Stefanii, zatrudnił ją w redakcji „Nasza Sprawa”, ilustrowanym tygodniku katolickim diecezji tarnowskiej, którego był naczelnym redaktorem. Stefania prowadziła tam dział dla dzieci pt. „Króluj nam Chryste!”.
Nowa praca pochłonęła ją całkowicie. Siły i natchnienia do pracy szukała w kontakcie z Bogiem. Spotykano ją wtedy często w katedrze zatopioną w modlitwie w kaplicy Najświętszego Sakramentu lub przed ołtarzem Ukrzyżowanego Pana Jezusa.
Ks. Franciszek Węgiel, który pamięta ją z tamtych czasów, wspomina, że była wyjątkowo utalentowaną dziewczyną, oddaną Bożej sprawie i zdolną redaktorką dziecięcego działu w „Naszej Sprawie”. W życiu codziennym i towarzyskim niezwykle uprzejma i serdeczna; zawsze gotowa drugiemu dobrze czynić i pomagać.
Oprócz redagowania dziecięcego działu „Króluj nam Chryste!” pisywała artykuły o tematyce ogólnej i reportaże. W 1934 roku tereny nad Wisłą, Rabą, Dunajcem i Wisłoką nawiedziła wielka powódź. Kiedy Stefania dowiedziała się, że niektóre komitety pomocy powodzianom bogaciły się, przywłaszczając sobie ofiary przeznaczone dla powodzian, najpierw nie mogła w to uwierzyć, a potem wybuchła szczerym oburzeniem: „Takie grzechy będzie sądził Pan Bóg podwójnie surowo, a kara będzie dwa razy cięższa! Dlatego – dość! Przywróćcie w tej pracy sprawiedliwość! Nie jesteśmy jeszcze pewni! Wały otwarte, deszcze padają – o nie daj Boże!”.
W dniu 1 sierpnia 1935 roku zmarł nagle ks. Józef Chrząszcz. Śmierć swojego wychowawcy i opiekuna Stefania przeżyła bardzo głęboko. Modlitwa i chrześcijańska nadzieja pozwalały jej jednak znaleźć spokój wewnętrzny.
Na dyrektora Drukarni Diecezjalnej i naczelnego redaktora „Naszej Sprawy” powołano ks. Józefa Paciorka. Tygodnik stawał się coraz bardziej popularny w diecezji i poza diecezją, a Stefania coraz bardziej ceniona i coraz szerzej znana, zwłaszcza pośród księży i biskupów.
Pośród pracy znajdowała czas, aby pomagać ludziom cierpiącym. Oprócz doraźnej pomocy, jakiej zawsze udzielała różnym ludziom, najbardziej zapamiętano jej częste wizyty w szpitalu w Tarnowie, zwłaszcza kiedy przebywali w nim jej znajomi, przy czym – co warto podkreślić – z równą serdecznością traktowała katolików, jak i Żydów. Dawna kierowniczka szkoły z Woli Żelichowskiej, Aniela Tymkiewicz-Grabiec, pisze, jak to Stefania całe noce spędzała przy jej łóżku w szpitalu, gdzie leżała złożona bardzo ciężką chorobą. Potem rano, mimo zmęczenia, szła do pracy.
Jej koleżanka seminaryjna, pracująca w administracji „Naszej Sprawy”, s. Franciszka Grela, albertynka, mówi o Stefanii Łąckiej z tych czasów: Ona umiała przeżywać cierpienia innych więcej niż swoje, a także cieszyć się więcej radościami innych niż własnymi.
Zawsze towarzyszyła jej przedziwna pogoda wewnętrzna, właściwa tylko tym, którzy stale żyją w przyjaźni z Bogiem i którzy Bogu we wszystkim zawierzyli. Kiedy wracała z pracy do pustego mieszkania, sama do siebie mówiła: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – i odpowiadała: Na wieki wieków. Amen. Potem mówiła z pogodą: Teraz jesteś Kasią, obierzesz ziemniaki, ugotujesz to, lub to, posprzątasz itd.
Kiedy odwiedzała brata Mieczysława, często dedykowała mu słowa ułożonej przez siebie piosenki:
Zawsze w sercu noś pogodę,
miej rozpromienioną twarz,
nie udało ci się w środę,
to przed sobą jeszcze czwartek masz.
Choćbyś ze szczytu miał spaść na samo dno,
choćby ci jak po grudzie szło,
to zawsze w Boga wierz,
że zdobędziesz to, co chcesz.
Mając dwadzieścia lat, 4 sierpnia 1934 roku, ofiarując na pamiątkę koleżance, Emilii Kropczyńskiej, książeczkę do nabożeństwa, napisała w dedykacji:
O Boże mój, kiedyż mi będziesz wszystkim we wszystkim?
Kiedyż ja o Tobie jednym myśleć i pamiętać będę?
Niech ci będzie ta książeczka drogą towarzyszką na wszystkie chwile życia – Stefa.
W tym samym roku innej koleżance, Zofii Gajdzie, napisała na swojej fotografii:
Łączą nas wspólne umiłowania ideałów,
Dawne i dzisiejsze marzenia o pracy nauczycielskiej,
Chowanie w sercu uczuć sodalicyjnych Dzieci Maryi,
Zrozumienie niedoli wsi polskich,
Pobożne życie po grudzie, wśród trudu…
Bóg niech cię prowadzi i pamiętaj,
Że pracować winniśmy dla nieba i zdobycia go;
Że warto podobać się tylko Bogu.
Prześladowania w latach okupacji
Kiedy 1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, zgodnie z zaleceniem władz centralnych, podanym przez radio, gdy front zbliżał się do Tarnowa, Stefania Łącka wraz z całym personelem Drukarni wyruszyła na wschód.
Nikt nie wie, jak daleko dotarli podczas tej ewakuacji. Nikt też nie wie, kiedy dokładnie wrócili. Stefania udała się do Woli Żelichowskiej, do matki. Po powrocie do sił i zorientowaniu się w zaistniałej sytuacji – kiedy ks. Paciorek wezwał ją do Tarnowa – miała podjąć tajne nauczanie młodzieży. Drukarnia Diecezjalna włączyła się w pracę konspiracyjną. Drukowano prasę podziemną. Ks. Paciorek całkowicie ufał Stefanii. Tylko bratu powiedziała, jakiej pracy ma się podjąć w Tarnowie. Odtąd bardzo rzadko przyjeżdżała do domu.
Wiosną 1941 roku gestapo tarnowskie aresztowało prawie jednocześnie wszystkich pracowników Drukarni, wraz z jej dyrektorem, ks. Józefem Paciorkiem. Stefanię Łącką aresztowano 16 kwietnia.
Przetrzymywano ją najpierw w areszcie tarnowskiego gestapo przy ul. Urszulańskiej. W czasie przesłuchań wybito jej przednie zęby, wyrwano garść włosów (potem wyrosły w tym miejscu siwe), bito i kopano. Obrażenia te były tak poważne, że odtąd stale bolała ją jedna noga, puchła i siniała. Te tortury ją nie załamały, Stefania nie przyznała się do niczego i nikogo nie wydała.
Po przesłuchaniu przeniesiono ją do ogólnego więzienia w Tarnowie. Tam – sama cierpiąca – stała się wsparciem dla więźniarek w swojej celi. Pochylała się pierwsza nad koleżankami pobitymi niekiedy do nieprzytomności na przesłuchaniach. Niosła im słowa pociechy, podtrzymywała na duchu. Organizowała wspólne modlitwy, a także sama wiele się modliła. Uczyła przebaczać nawet Niemcom. Stefania Łącka miała twardy kręgosłup moralny. To była bohaterka. W celi więziennej Stefcia była dla nas opatrznościową osobą, była siłą, która pozwoliła nam przetrwać koszmar więziennego życia. A siłę swą czerpała Stefcia z modlitwy.
Po przeszło rocznym pobycie w tym więzieniu, dnia 27 kwietnia 1942 roku, razem z grupą innych więźniarek-Polek wywieziono Stefanię Łącką do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Była to pierwsza grupa więźniarek-Polek, które znalazły się w oświęcimskim obozie zagłady.
Apostolstwo Stefanii Łąckiej w obozie Auschwitz-Birkenau
Obóz koncentracyjny w Auschwitz w chwili założenia liczył 20 budynków murowanych dawnych koszar wojska polskiego.
Wczesną wiosną 1942 roku w obozie tym wydzielono i odgrodzono 10 bloków i utworzono w nich oddział kobiecy. Najpierw – 26 marca 1942 roku – osadzono w nim 999 Niemek przywiezionych z KL Ravensbrück oraz 999 więźniarek-Żydówek z Popradu (Słowacja).
Więźniarki te oznaczono numerami od 1 do 1998. W ciągu miesiąca zwożono tu dalsze więźniarki, tak że przy końcu kwietnia stan obozu kobiecego wynosił ponad 6 000 więźniarek.
Pierwsze więźniarki polityczne – Polki przywieziono do Oświęcimia 27 kwietnia 1942 roku z więzienia Montelupich w Krakowie i z więzienia w Tarnowie w liczbie 127. Oznaczono je numerami od 6784 do 6910. Stefania Łącka otrzymała numer obozowy 6886. Przydzielona była najpierw na blok 5, a potem na blok 8.
Był koniec czerwca 1942 roku, kiedy w czasie pracy w polu pierwszy raz z oświęcimskiego obozu uciekła jedna z uwięzionych. Za karę więźniarki stały dwie doby na placu apelowym, oczekując na zapowiedziane przez władze obozowe dziesiątkowanie komand. Obok Stefy znajdowała się Helena Panek. Przez wiele miesięcy przebywały razem w jednej celi w więzieniu tarnowskim. Później przywieziono je do Oświęcimia. W tym dniu Stefa oświadczyła, że jeżeli Helenę w trakcie dziesiątkowania wywołają, to ona pójdzie za nią na śmierć: Nie martw się, Helenko, gdyby wyczytali Twój numer, to ja wystąpię z szeregu – tyś jest zdrowa i powinnaś przeżyć. Berlin nie zgodził się jednak na zaproponowaną przez władze obozowe karę i do egzekucji nie doszło. Ogolono im tylko głowy.
Dobrowolna ofiara Stefanii z własnego życia za drugą, ta umowa – życie za życie – już ujawniła jej heroizm, nic bowiem człowiek nie ma droższego do oddania drugiemu, nad swoje własne życie.
Budowę obozu w Brzezince rozpoczęto w październiku 1941 roku. Jeszcze latem 1941 Himmler wyznaczył Oświęcim na miejsce masowej zagłady Żydów, a komendant Rudolf Hoess uznał, że do tego celu nadaje się właśnie Brzezinka. Z tego powodu – a także z powodu ogromnego przepełnienia obozu w Oświęcimiu – budowę Brzezinki przeprowadzono pośpiesznie i bez uzbrojenia terenu.
Eksterminację Żydów rozpoczęto w Brzezince już w styczniu 1942 roku, a w pierwszej połowie sierpnia przeniesiono do niej wszystkie więźniarki i tam utworzono obóz koncentracyjny dla kobiet (Frauenkonzentrationslager).
W sierpniu 1942 roku przybył pierwszy transport z warszawskiego Pawiaka. Wśród tych więźniarek były dwie zakonnice, które posiadały pewną ilość konsekrowanych Hostii. Jak bardzo Łącka musiała wyróżniać się skłonnością do pomocy i ujawniającym się na zewnątrz życiem religijnym, skoro przybyłe zakonnice ją właśnie uznały za najbardziej godną zaufania i dopuściły do tajemnicy posiadania świętych postaci. Ją też prosiły o zorganizowanie wspólnej Komunii św. więźniarek. Wspominają dziś tamtą chwilę jako coś, co można przeżyć tylko raz w życiu.
Epidemia tyfusu nie ominęła Stefanii Łąckiej. Dostała się do bloku szpitalnego nr 23.
Stefania szczęśliwie przemogła chorobę. Po wyzdrowieniu nie opuszczała szpitala, lecz rozpoczęła pracę na bloku 23 w charakterze pielęgniarki. Niosła chorym więźniarkom pomoc, jaka tylko była możliwa w warunkach obozowych: pocieszała, budziła wolę życia, myła chore, modliła się z nimi, pisywała im listy do rodziny.
Trzeba tu wspomnieć o losie nowo narodzonych dzieci w obozie. Wśród przebywających więźniarek zdarzały się również kobiety ciężarne. Od razu prowadzono je do komór gazowych. Jeżeli zdarzało się, że rodziły w obozie, to sanitariuszka SS noworodki topiła w kuble, czasem wyrzucała je na zewnątrz bloku. Niekiedy sanitariusz SS zabierał kobietę z nowo narodzonym dzieckiem i zabijał obydwoje zastrzykiem fenolu w serce. Stefania, jeżeli tylko nadarzała się sposobność, chrzciła te dzieci, nim dotknęła je ręka obozowej zbrodniarki topiącej noworodki w kuble lub strzykawka mordercy. Ryzykowała wtedy własnym życiem.
Wiosną 1943 roku – zapewne dzięki znajomości języka niemieckiego – Stefania objęła obowiązki pisarza bloku 23. Teraz była odpowiedzialna wyłącznie za ewidencję bloku. Mogła nie interesować się chorymi. To nie należało do jej obowiązków. Pisarz bloku – jak wspomina jedna z koleżanek – to było zajęcie uprzywilejowane. Miała swój pokoik i mogła nawet nosa nie wystawiać na blok pełen wszy, pluskiew, smrodu, wszelakiej nędzy i ohydy. Ona jednak, po załatwieniu swoich obowiązków, była wśród chorych. Jak anioł dobroci zjawiała się, gdy ktoś rozpaczliwe jęczał, prosząc o nocnik – już go z uśmiechem podała (a zaznaczam, że od tego były salowe, nie ona), łagodnie jeszcze o coś zapytała, wody odrobinę podała, spytała o rodzinę chorej, czy list chora pisała do domu, brała adresy i pisała listy do ich rodzin. Doszło do tego, że chore po prosu modliły się do niej, z uwielbieniem patrząc na nią, kiedy się pokazała. Leżałam na tym bloku dwa miesiące i stale myślę, że to dzięki niej żyję do dziś.
Aniela Turecka-Wajdowa twierdzi, że Stefania należała do ruchu oporu w obozie. Zdobywała z męskiego obozu i kolportowała nowe,
podnoszące na duchu wiadomości; najczęściej chodziło o wiadomości z frontów.
Organizowała dla chorych czystą bieliznę, bandaże, lekarstwa, witaminy, a nawet zastrzyki. Zdobywała żywność, a na bloku, wieczorem, przy współpracy innych ofiarnych więźniarek (Jolanta Jabłońska, Zofia Węglińska, Janina Hoser, Ada Stadnicka, Stefania Palczewska), organizowała gotowanie tak zwanych zup ojczyźnianych, dla ciężej chorych, których żołądki nie mogły znieść obozowego wyżywienia.
Mniej więcej co miesiąc w szpitalu dokonywano selekcji. Więźniarki bardziej wyniszczone kierowano na śmierć w komorze gazowej lub przez zastrzyk w serce. Stefania – kiedy mogła – ratowała chore przed śmiercią. Wyratowała wyselekcjonowaną na zastrzyk z fenolem Anielę Turecką. Ona również zamieniła kartę już wpisanej na listę do gazu Zofii Węglińskiej na kartę zmarłej więźniarki i tak uratowała jej życie. Koleżanki zgodnie stwierdzają, że tego rodzaju przypadków musiało być daleko więcej. Trzeba pamiętać, że nieuchronnie ryzykowała wówczas własnym życiem, tym więcej, że selekcje odbywały się na oczach innych. Pełna tajemnica była tu niemożliwa.
Stefania Łącka czyniła wszystko, aby poprzez modlitwę i żywą wiarę budzić i podtrzymywać poczucie własnej godności – ludzkiej i narodowej. Na bloku 23 organizowała nabożeństwa majowe ku czci Najświętszej Marii Panny, nabożeństwa czerwcowe do Bożego Serca i nabożeństwa różańcowe w październiku. A zawsze do nabożeństwa dołączona była jakaś cichutko śpiewana pieśń, recytacja szczególnie pięknej modlitwy, a czasem nawet coś z zapamiętanej poezji religijnej.
Przede wszystkim zorganizowała na swoim bloku codzienną modlitwę wieczorną. Aby te modlitwy mogły się odbywać również w czasie jej nieobecności, napisała ręcznie modlitewnik obozowy, aby inne koleżanki mogły za nią poprowadzić modlitwy. Wyniesiony z obozu przez Stefanię zachował się do dziś. Ma wymiar 102 na 137 mm. Nie ma karty tytułowej ani okładzin. Strony nie są numerowane. Ma dziesięć kartek zeszytych białą nicią. Wszystkie strony – od
pierwszej do ostatniej – zapisane są atramentem równym, starannym pismem. Zawiera 11 różnych pieśni i 8 modlitw. Byłem cztery lata w obozach koncentracyjnych. Przeczytałem wiele wspomnień obozowych. Nie znam, nie czytałem, nie słyszałem o przypadku spisania modlitewnika, dla potrzeb wspólnej modlitwy więźniów, lub więźniarek. Stefania Łącka jest tu jedynym wyjątkiem. Warto o tym pamiętać.
A jak bardzo te modlitwy były potrzebne więźniarkom? Ta modlitwa była nam potrzebna nie mniej, jak chleb i lekarstwo – napisze jedna z nich, uczestniczka tych modlitw.
Stefania starała się być przy konających. Pragnęła nadać obozowej śmierci wymiar chrześcijański. Usiłuje ocalić koleżanki od najgorszego, od sponiewierania ludzkiej godności, i od śmierci, pozbawionej majestatu, ohydnej – jak rozdeptana pluskwa, lagrowej śmierci – napisała współwięźniarka. Nocą – kiedy było bezpieczniej – zapraszała koleżanki do wspólnej modlitwy przy konających. Potem – nim przyszli po ciało, aby je rzucić na stos przy bloku 25 – zamykała zmarłej oczy i składała ręce.
Czasem ustawiała coś w rodzaju katafalku. Układały chorą na zestawionych taboretach, zapalały wydobyte skądś świece i modliły się wspólnie. Raz zorganizowała jakby formalny pogrzeb. Ciało zmarłej Marii Flekowej z Tarnowa złożyły na tragach pokrytych prześcieradłem i z modlitwą przeniosły przez Lagerstrasse na miejsce, gdzie składano zwłoki (Stefania Łącka, Jolanta Jabłońska, Eleonora Wójtowicz i Aniela Turecka), co omal nie zakończyło się wielką wpadką.
Czy dziwić się będziemy, że chore więźniarki nazywały ją swoim aniołem dobroci? [...] Byłem pełne cztery lata w obozach koncentracyjnych i nie znam podobnego przypadku tak wszechstronnej, a zarazem tak głęboko przemyślanej pomocy braciom czy siostrom obozowej niedoli.
Opuszczenie obozu Auschwitz-Birkenau
Kiedy zbliżał się front, władze niemieckie rozkazały wymordować wszystkich więźniów i zniszczyć instalacje techniczne służące zagładzie (komory gazowe, krematoria) oraz baraki, a teren zniwelować, aby nie pozostawiać śladów zbrodni. Ostateczną ewakuację więźniów wyznaczono na dzień 18 stycznia 1945 roku.
Od wczesnych, jeszcze ciemnych, godzin szły 500-osobowe grupy więźniarek i więźniów, bocznymi drogami, w kopny śnieg, w styczniowy mróz, odziani w łachmany, konwojowani przez esesmanów, znacząc tę drogę krwią i trupami, konwojenci bowiem strzelali do tych wszystkich, którzy z braku sił opóźniali marsz. Do godziny 23.00 opuściło obóz 22 465 osób.
Dziwne są drogi Opatrzności. Stefania wraz z Jabłońską, Wójtowiczową i dwiema zakonnicami Władysławą i Lidią – czekały na swoją kolejkę do ewakuacji. Wtedy Jabłońska postanowiła przynieść na drogę kawy, która stała w kotłach przed kuchnią. Gdy wróciła, dołączyły do ostatniej grupy ewakuacyjnej. Jednak na bramie zatrzymano je z resztą więźniarek około 300 osób. Zdaje się, że nie zmieściły się w ostatniej wychodzącej grupie 500 więźniarek46.
Po obozie krążyła pogłoska, że wszystkie osoby, które w nim pozostały (około 4 000 kobiet i dzieci), zostaną wymordowane. Było to zgodne z prawdą. Sturmbannführer Franz Kraus otrzymał taki rozkaz.
Tymczasem nocą było ciężkie bombardowanie Oświęcimia. W obozie zabrakło światła. Więźniowie wykorzystali ten moment i przecięli druty, również obozu kobiecego. Wciąż jednak kręcili się jeszcze esesmani. Wysadzili II i III krematorium. Podpalili baraki magazynowe. Straszliwy pożar 30 baraków trwał 5 dni. 22 stycznia rozstrzelano 6 więźniów, żołnierzy radzieckich. Narastały zdenerwowanie i niepewność.
W tej sytuacji Łącka ze swoją grupą postanawiają uciekać z obozu tego samego dnia 22 stycznia. Nie udało się. Ostrzelane, wycofały się rowami na powrót do obozu. Ponawiają próbę ucieczki 23 stycznia. Udało się. Kiedy po drodze spotkały kapliczkę przydrożną – padają na twarz w dziękczynieniu. Stefa cicho rozpoczyna pieśń: „U drzwi twoich stoję Panie, czekam na Twe zmiłowanie” […]. Śpiewają i płaczą […]. Bo rzeczywiście – stały dopiero u drzwi wolności, pod Oświęcimiem, po niemieckiej stronie frontu. Więc – rozgrzane pierwszym promieniem wolności – proszą jednak o zmiłowanie Boże.
Spotykają pierwszego polskiego żołnierza-partyzanta. Radość i łzy szczęścia. Żołnierz przestrzega: to pas przyfrontowy, tu wszystko się zdarzyć może. Wytycza im dalszą drogę ucieczki i wyznacza pewnych gospodarzy, u których będą mogły spokojnie nocować. Łąckiej daje 500 zł na pierwsze potrzeby dla całej grupy.
Źle ubrane jak na styczniowe mrozy i śniegi – szły szczęśliwe – przez Kęty do Andrychowa. Tu przeczekały front. Zaraz potem – 2 lutego – udały się w dalszą drogę rozmawiając o swoich rodzinach i planach na przyszłość. W Kalwarii Zebrzydowskiej były na Mszy św., a siostry zakonne przebrały się w habity. W Krakowie zatrzymały się u ks. inf. Machaya, spokrewnionego z Jabłońską.
Stefania przechorowała w Krakowie kilka dni. Wreszcie – 10 lutego – przez Tarnów, wraz z Eleonorą Wójtowicz, doszły do swoich rodzin. Stefania doszła do plebanii w Oleśnie, skąd ks. proboszcz przywiózł ją furmanką do jej rodzinnego domu w Woli Żelichowskiej. Matka Stefanii przez cały czas jej pobytu w więzieniu, a potem w obozie, nieustannie modliła się, zwłaszcza na różańcu. Chodziła też prawie codziennie do kościoła, do Gręboszowa, a nie do Żelichowa, ponieważ tu było nieco dalej, a chciała Bogu złożyć ofiarę na intencję Stefy. Listy Stefanii, tłumaczone na język polski przez tamtejszego gospodarza Michała Smołę, sprawiały matce wielką radość, były bowiem upewnieniem, że Stefania jeszcze żyje.
Kiedy pod wieczór 10 lutego 1945 r. Stefania niespodziewanie stanęła w progach rodzinnego domu, nie było końca powitaniom, uściskom, łzom radości, opowieściom. Matka wśród łez szeptała: „Nie zawiodłam się na Matce Najświętszej”. Nazajutrz Stefania poszła do kościoła, by złożyć dzięki Panu Jezusowi i Jego Matce.
Przy okazji należy wspomnieć o bardzo ważnym wydarzeniu, charakteryzującym osobowość Stefanii, o którym pisze Emilia Ptak z domu Kropczyńska: Kiedy zdążały w kierunku rzeki Soły, po drugiej stronie mostu nagle wyłonił się uciekający żołnierz Wehrmachtu. Jedna z więźniarek zawołała: „Rzućmy go z mostu do rzeki!”. Przerażony Niemiec zapytał: „Gdzie jest droga na Bielsko?”. Stefa, pomnąc na słowa modlitwy: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy...”, spokojnie wskazała ręką i powiedziała: „Tam”. Szerzej na temat tego wydarzenia pisze ks. Ryszard Banach.
Ostatni etap życia i śmierć w szpitalu
Stefania nie czuła się ani silna, ani zdrowa. Szczególnie bolały ją opuchnięte nogi. Nie chciała jednak martwić matki i brata i nie wspominała o tym.
Wola Żelichowska, jako okolica przyfrontowa, była ograbiana ze wszystkiego przez przewalające się wojska. A ziemia wołała o obsianie i obsadzenie. Było wiele ciężkiej i trudnej pracy.
Stefania pracowała wraz z innymi. Wieczorami odczuwała narastający dotkliwy ból, zwłaszcza nóg, mimo to wykorzystywała ten czas na odświeżenie wiadomości. Marzyła bowiem o studiach uniwersyteckich.
Naprzeciw tym marzeniom wyszła Aniela Turecka, która wróciła wreszcie do matki i córki do Krakowa, po ciężkich przeżyciach obozowych i wdzięczna Stefanii za uratowane życie zaproponowała jej mieszkanie u siebie. Łącka na początku września udała się do Krakowa i zapisała na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tu, w mieszkaniu Anieli Tureckiej, odwiedził ją Zygmunt Tarka. Znała go jeszcze z lat szkolnych. Jako że spotykali się dość rzadko, sąsiedzi nawet nie wiedzieli, że może ich łączyć coś więcej niż przyjaźń, tym bardziej, że matka Stefanii nie kryła tego, iż pragnęłaby widzieć córkę siostrą zakonną. Stefania rozważała wstąpienie do zgromadzenia zakonnego, jednak zwyciężyło w niej pragnienie założenia własnej rodziny, co oznajmiła swojej mamie: A ja bym wolała kochać Boga dwoma sercami.
Tymczasem Zygmunt ożenił się. Nie był jednak szczęśliwy. Narzekał na życie, na los. Stefania powiedziała mu, że małżeństwo to wielka rzecz. To sam Pan Bóg łączy i trzeba się z jego wolą zgadzać. Kiedy odchodził i wkładał kurtkę, Stefania zapytała, gdzie ją kupił. On odpowiedział, że uszyła mu ją żona. Stefania uśmiechnęła się i powiedziała: „Widzisz, jaką masz dobrą żonę, dba o ciebie i wszystko ci uszyje, a ja tego nie potrafię”. I jeszcze dodała: Jeżeli będziesz dziękować Bogu za każdą radość, nie starczy ci czasu do skarg na cierpienia.
Kiedy Zygmunt wyszedł, Stefania upadła na kolana i długo się modliła. Kochała go. Jego jednego z mężczyzn przez tyle lat! Niełatwo wyrwać z serca taką miłość… Wróciła do Woli Żelichowskiej, do matki, jak skrzywdzone małe dziecko. Kiedy zasłabła podczas pracy na roli, rozpoznano chorobę płuc i wysłano do sanatorium do Zakopanego.
Zaproszona przez Jabłońskich na Wszystkich Świętych wyjechała do Nowego Targu. Wróciła do sanatorium wzmocniona i wewnętrznie odmieniona. 21 listopada 1945 roku napisała do Anieli Tureckiej słowa godne przemyślenia: Nie ma ludzi, którym by wszystkie życzenia się spełniły – sens w tym, by się nie buntować, ale powiedzieć Bogu: Widzisz, Boże, jak mnie to boli, ale skoro uważasz, że muszę się bez tego obyć, że byłabym gorsza, płytsza, gdybym to
miała – niech się dzieje wola Twoja.
Lekarz uznał, że na Boże Narodzenie może wrócić do domu. Tutaj przeżyła kolejny bolesny cios. Matka Stefanii, Agnieszka Łącka, zmarła 25 grudnia 1945 roku. Miała wówczas 73 lata. Pochowano ją na cmentarzu parafialnym w Gręboszowie.
Teraz Stefania już naprawdę została sama na ziemi. Brat Jan cieszył się jej obecnością, ale zajęty był swoją żoną, na stałe przykutą do łoża. Resztę jego czasu pochłaniała gospodarka, którą trzeba było prowadzić w trudnych czasach.
Po feriach świątecznych pojechała do Krakowa, marzenie o studiach stało się rzeczywistością. Aby nie być dla brata ciężarem, podjęła w godzinach popołudniowych pracę na poczcie. Angażowała się też społecznie.
Kiedy na Święta Wielkanocne znowu przebywała w domu – swoim zwyczajem – codziennie ze swoją bratanicą chodziła do kościoła. Starszym osobom pomagała wstać z klęczek, podprowadzała je i sadzała w ławce. Mówiła wówczas do Mieczysławy: Kiedy ja im nie będę mogła pomagać, ty to będziesz musiała czynić.
Na początku maja 1946 roku pojechała do Karpacza do sanatorium. W drugiej połowie czerwca wróciła do Krakowa. Zdążyła jeszcze wysłuchać końcowych wykładów. Nauka nie sprawiała jej trudności, zdała wszystkie egzaminy. Zaraz potem wyjechała do akademickiego sanatorium w Zakopanem. Z wolna uświadamiała sobie, że przy takim zdrowiu i tak trudnych warunkach nie będzie w stanie studiować. Odczuwała, że coraz bardziej dojrzewa do wieczności.
W sanatorium akademickim Stefania napisała modlitwę, którą warto zacytować w całości:
Bądź pochwalona najsłodsza, najwdzięczniejsza, najszlachetniejsza, najłaskawsza, najwyższa, najchwalebniejsza, najwytworniejsza, zawsze jednostajna, Trójco Przenajświętsza za drogie Rany najsłodszego Jezusa Chrystusa, jedynego przyjaciela, jedynego wybranego duszy mojej.
Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, przyjmij ode mnie modlitwę niniejszą z tą niepojętą miłością, z jaką wszystkie Rany na Ciele Twoim podjąłeś, a zmiłuj się nade mną i nad wszystkimi grzesznikami oraz nad każdym prawowiernym żywym i umarłym. Daj nam wszystkim łaskę, udziel w miłosierdziu Swoim odpuszczenia grzechów i żywot wieczny. Amen.
W październiku 1946 roku rozpoczęła nowy rok, dla niej już drugi rok studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. W jej wyglądzie zaszły widoczne zmiany. Była niezwykle blada, jakby opuchnięta. Nogi obrzękłe, sine, wyraźnie zarysowały się na nich dawne blizny.
W ostatnich dniach października zasłabła. Dostała się do Kliniki Chorób Wewnętrznych przy ulicy Kopernika w Krakowie. Zdawała sobie sprawę z krytycznego stanu swojego zdrowia i w liście do brata prosiła, aby w wypadku jej śmierci pochowano ją obok matki w Gręboszowie.
Podczas jej pobytu w szpitalu jedna ze znajomych pań pracująca na wysokim stanowisku, której Stefania uratowała życie w obozie, zdobyła dla niej trudno dostępne lekarstwo. Ktoś jednak je ukradł. Wówczas Stefania powiedziała z pogodą ducha: To nic nie szkodzi, jemu pewnie bardziej potrzebne niż mnie.
Stefania przebywała tylko kilka dni w szpitalu. Odeszła do Boga 7 listopada 1946 roku, mając niecałe 33 lata. Bezpośrednią przyczyną śmierci była choroba serca. Według opinii lekarzy miała niezmiernie powiększone serce, a płuca jak sito. Następnego dnia jej brat Jan przewiózł jej ciało do domu w Woli Żelichowskiej. Pogrzeb odbył się 11 listopada na cmentarzu parafialnym w Gręboszowie, a ciało Stefanii, zgodnie z jej życzeniem, zostało złożone w tym samym grobie, w którym spoczywało ciało jej matki.
Sylwetka duchowa
Analiza tekstów archiwalnych pozwala na odtworzenie sylwetki duchowej Stefanii Łąckiej, aktualnej również dla obecnej sytuacji Kościoła i Ojczyzny.
Była ona człowiekiem głębokiej wiary w Boga w Trójcy Świętej Jedynego, który objawił się w Chrystusie. Już w okresie Seminarium Nauczycielskiego, jako osoba świecka, postanowiła poświęcić swoje siły i zdolności dla sprawy Bożej.
O urzeczywistnianie tego zamiaru zabiegała na poszczególnych etapach swojego życia. Przedwojenne prace redakcyjne, a także pełne poświęcenia życie w obozie koncentracyjnej stały się dla niej sposobnością do rozwoju cnót, które uzyskały stopień heroiczności. W tym kontekście warto przytoczyć świadectwo więźniarki Zofii Okońskiej: Była człowiekiem wielkiej, głębokiej wiary. Stefanii dobroć, prawość, pełne oddanie ludziom, budziły ogólny szacunek i podziw. Była zawsze przy tych najbardziej potrzebujących. Wszystko, co robiła, było narażeniem się władzom obozowym, ale dla niej ważniejszy był człowiek niż obawa przed ewentualną represją. Stworzyła postać człowieka pełnego najwyższych walorów moralnych. Wykazała, jak można zachować człowieczeństwo w warunkach, w których to słowo zepchnięte było na samo dno poniżenia.
Nadprzyrodzona cnota wiary, jaką odznaczała się Stefania Łącka, uwidaczniała się w kulcie Eucharystii, w niemal codziennym uczestnictwie we Mszy św. oraz nabożeństwach ku czci Matki Bożej i świętych.
Kult Eucharystii wzmagał się przez jej udział w kongresach eucharystycznych w kraju (w 1934 r.) oraz zagranicą (w Rzymie i Budapeszcie). Można ją było spotkać w katedrze tarnowskiej klęczącą w kaplicy Najświętszego Sakramentu... Tu szukała siły i pomocy do nowej pracy [w redakcji „Naszej Sprawy”].
Miała gorące nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego. Ulubionym jej miejscem w kościele w Gręboszowie był ołtarz Serca
Matki Bożej.
Z głęboką wiarą Stefania łączyła w swoim życiu cnotę nadziei, wyrażającą się w różnych sytuacjach, a w szczególności w oczekiwaniu na życie wieczne z Bogiem. Podejmowaniu przez nią trudnych przedsięwzięć życiowych zawsze towarzyszyła chrześcijańska cnota nadziei, zakotwiczona w ufności wobec Boga i Jego opatrzności.
Miłość Boga i bliźniego to kolejny fundament autentyzmu życia Stefanii Łąckiej oraz jej osobistej świętości.
Jej miłość do Boga wyrażała się w umiłowaniu Kościoła oraz tych, którzy pełnili w nim szczególną służbę. Tą samą miłością darzyła wyznawców innych religii, a wśród nich Żydów. W jej obecności wykluczone były żarty i niestosowne słowa na ich. Wielkim szacunkiem otaczała także Kościół hierarchiczny.
Miłość do Boga i bliźnich naznaczona była heroizmem, co jednoznacznie podkreślali więźniowie Auschwitz-Birkenau. Heroizmem ze strony Stefanii było chrzcić w obozie śmierci nowo narodzone dzieci, prowadzić do poszczególnych bloków spowiednika, podawać Komunię św. przywiezioną do obozu przez siostry zakonne z Pawiaka, skreślać z kartotek skazanych na śmierć, zamieniać karty więźniarek, które zmarły danej nocy w rewirze, na karty skazanych na śmierć, dzielić obozowy chleb z umierającymi z głodu, w końcu heroizmem była decyzja i gotowość pójścia na śmierć za koleżankę podczas dziesiątkowania.
Stefcia zatrudniona w obozie jako szrajberka, znała język niemiecki. Stefcia się mną zaopiekowała i to, że wróciłam z piekła oświęcimskiego, zawdzięczam opatrzności Boskiej i Stefci. To był mój ziemski Anioł Stróż. Trudno wyliczyć to wszystko, co Stefcia świadczyła drugim. Pamiętała o tych, które znikąd nie miały pomocy, od ust sobie odejmowała, a im zanosiła.
Jestem jedną z wielu więźniarek, które zawdzięczają jej życie. Kiedy chorowałam na tyfus, opiekowała się mną. Starała się przetrzymać mnie w szpitalu przez zimę. Narażając się, skreśliła mnie z listy osób przeznaczonych na zastrzyk śmiertelny. Kiedy dowiedziała się, że mój mąż został rozstrzelany [w Oświęcimiu], a w domu została trzyletnia córeczka, opiekowała się mną bardzo serdecznie. Dzieliła się ze mną sucharami razowymi, które otrzymywała raz w miesiącu z domu. Kiedy wyzdrowiałam, wystarała się dla mnie o pracę pielęgniarki w szpitalu w bloku 23. Dzięki temu żyję. Ile trzeba było siły, żeby w tym stanie osaczenia zdobyć się na obchodzenie imienin, świąt. Organizowała to Łącka Żeby podtrzymać solidarność, zachować choćby strzępy normalnego życia, żeby przetrzymać.
Przy wypisywaniu z rewiru na obóz [...] Stefania kryła przed wypisywaniem te, które były jeszcze bardzo słabe lub miały wyroki do karnych oddziałów, w których ich życie byłoby poważnie zagrożone.
Miłość Stefanii przybierała postać miłości miłosiernej wobec chorych, ubogich, dotkniętych przez kataklizmy. W obszarze tej miłości Stefania Łącka realizowała również Chrystusowy nakaz
miłości nieprzyjaciół. Nigdy nie złorzeczyła tym, którzy byli winni okrutnej doli, jaka stała się jej udziałem po aresztowaniu, w więzieniu i w obozie zagłady.
Mimo tylu krzywd, jakich doznała w obozie oświęcimskim, nigdy nie wyrażała się z nienawiścią o Niemcach. Opowiadała, że miała możliwość pomagania więźniom, narażając się bardzo, i że przeżywała razem z innymi bardzo ciężkie lata. Zawsze mówiła, że taka była wola Boża.
Spośród wielu cnót, jakie praktykowała w swoim życiu Stefania Łącka, znajdowały się także pokora i cierpliwość. Wszelkie działania życiowe podejmowała z rozwagą i roztropnością. Wszystkie obowiązki na zlecanych jej stanowiskach pełniła dokładnie i sumiennie, traktując je jako wolę Bożą, oddając wszystkim to, co im się słusznie należało.
Odznaczała się także cnotą wstrzemięźliwości, poprzestając na tym, co otrzymywała. Nie dążyła uporczywie do finalizacji swoich zamierzeń, na przykład zrezygnowała z wymarzonych studiów, mając na uwadze skromne warunki bytowe swojej rodziny.
Cnota męstwa ujawniła się w jej życiu w całej pełni w decyzji oddania życia za swoją koleżankę.
Kolejna cnota, jaką odznaczała się Stefania, to działalność na rzecz universalis Ecclesiae, znajdująca swój wyraz w trosce o misje. Idea misyjna przenikała rozmowy, jakie prowadziła ze swoimi bliskimi, oraz pisane przez nią artykuły. Idea misyjna wyrażała się między innymi w nawiązywaniu kontaktów listownych z misjonarzami, a nade wszystko w modlitwie indywidualnej i wspólnotowej w ich intencji.
Chociaż nie było jej dane pracować etatowo w szkole, to jednak wykorzystywała swój niezwykły talent pedagogiczny, organizując dla dzieci i dorosłych wieczornice i prelekcje, które w finalnym etapie stawały się pedagogią in Christum.
Eklezjalny rys duchowości Stefanii Łąckiej ujawniał się także w tym, że we wszystkim uwzględniała stanowisko Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, co uwidacznia się w jej spuściźnie literackiej.
U podstaw wszelkiej aktywności życiowej Stefanii Łąckiej znajdowała się modlitwa, która według jej otoczenia nabierała wymiarów kontemplacyjnych.
Ulubionym miejscem przez Stefę był krzyż w katedrze. Tam – przed Ukrzyżowanym – wciąż się modliła, kiedy czuła się zmęczona pracą; tam też się udawała, aby spokojnie się pomodlić i w modlitwie odnaleźć nowe siły do pracy.
Stefania Łącka odznaczała się głębokim patriotyzmem, odnajdującym swój wyraz w pisanych przez nią wierszach i pieśniach.
Duchowość Stefanii Łąckiej odzwierciedla również jej eschatologiczny wymiar. Świadczy o tym modlitwa za zmarłych w sporządzonym przez nią modlitewniku obozowym, potajemne
organizowanie symbolicznych pochówków zmarłych współwięźniarek oraz prośba o modlitwę za jej duszę, gdy odejdzie z tego świata.
Wszystkie wyszczególnione elementy, składające się na duchowość Stefanii Łąckiej, osiągnęły, dzięki jej współpracy z łaską Bożą, stopień heroiczności oraz godny naśladowania ideał życia chrześcijańskiego.
Opinia świętości
Z przeprowadzonej w niniejszym opracowaniu analizy źródeł dotyczących życia i działalności Stefanii Łąckiej wynika, że już od młodości uważana była przez swoje otoczenie za spadkobierczynię szlachetnych ideałów życia chrześcijańskiego, wyniesionych z klimatu domu rodzinnego, szkoły oraz Seminarium Nauczycielskiego. Ideały te zaowocowały w latach bolesnej próby życiowej w obozie Auschwitz-Birkenau.
Słusznie zwraca na to uwagę biskup tarnowski Andrzej Jeż, kiedy kreśli perspektywę chwały ołtarzy przed Stefanią Łącką: Gdyby historia potoczyła się inaczej i Stefania Łącka zginęłaby w obozie, to prawdopodobnie zostałaby dołączona do grona 108 beatyfikowanych męczenników II wojny światowej. Boża Opatrzność sprawiła, że Stefania Łącka będzie mieć osobny proces, który pozwoli jeszcze bardziej uwypuklić heroiczność jej życia zanurzonego w Bogu i poświęconego służbie bliźnim. Podobną myśl odnajdujemy we wspomnieniu o Stefanii Łąckiej redaktora „Gościa Niedzielnego” Grzegorza Brożka.
Począwszy od pogrzebu Stefanii Łąckiej opinia dotycząca jej świętości przekazywana była w atmosferze ciszy, ponieważ powojenne czasy, jak napisał ks. Jan Marszałek, nie sprzyjały ujawnianiu wielkości wyrosłych na glebie Ewangelii, a taką wielkością była Stefania Łącka.
Tę zmowę milczenia, panującą nad grobem Stefanii, przerwała jedna z jej koleżanek, Aniela Turecka-Wajdowa swoim wspomnieniem zamieszczonym w 1973 roku w gazecie „Echo Krakowa”.
Wspomniana cisza nie była ciszą totalną, gdyż po śmierci Stefanii wiele osób zaczęło nawiedzać jej grób, zdobić go kwiatami, palić świece i modlić się przy nim. W gręboszowskim kościele odprawiano co roku rocznicową Mszę św. Przez jej wstawiennictwo wypraszano u Boga potrzebne łaski, jak łaskę zdrowia, wyjścia z trudnej sytuacji
życiowej. Do dziś uczniowie modlą się o pomyślne zdanie matury i dostanie się na studia.
Wyrazem czci i pamięci o przedwcześnie zmarłej Stefanii są akty nadawania szkołom jej imienia oraz tablice pamiątkowe. W jej rodzinnej miejscowości znajduje się Publiczne Gimnazjum im. Stefanii Łąckiej, a w nim tablica będąca rodzajem hołdu.
Należy także wspomnieć publikacje o Stefanii Łąckiej: książki (5), wspomnienia koleżanek z Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie (24), wspomnienia współwięźniarek z obozu (62), wspomnienia znajomych (34), artykuły drukowane (21) i internetowe (10), dokumenty dotyczące życia i działalności (12) i kultu prywatnego (61 opracowań oraz 61 wierszy), pamiątki (6), kartki pocztowe (15) i listy (16), pisma drukowane jej autorstwa – w czasopismach „Nasza Sprawa” (75), „Króluj nam Chryste!” (625) i „Złota Nić” (15), rękopisy (31), literaturę pomocniczą (40) oraz opinie teologów. Całość zgromadzonego materiału procesowego wynosi obecnie 4017 stron druku.
W 35. rocznicę śmierci, dnia 17 maja 1981 roku, dokonano odsłonięcia tablicy pamięci ku czci Stefanii Łąckiej, wmurowanej w kościele parafialnym w Gręboszowie. Z inicjatywą wmurowania tablicy wyszły koleżanki Stefanii, zwłaszcza Emilia Ptak i Maria Kalicińska. Mszy św. w intencji Stefanii Łąckiej oraz pomordowanych w obozach zagłady przewodniczył biskup tarnowski Jerzy Ablewicz. On też dokonał poświęcenia tablicy. Po zakończeniu Mszy św. licznie zgromadzeni uczestnicy tej uroczystości udali się na grób Stefanii, gdzie pod przewodnictwem pasterza diecezji biskupa Jerzego Ablewicza, modlili się za ofiary obozów koncentracyjnych. Należy tu zaznaczyć nadzwyczajność uroczystości, które odbyły się w 1981 roku w gręboszowskiej parafii, a poświęcone były wskrzeszeniu pamięci o dokonaniach Stefanii Łąckiej. Polegała ona na randze tego wówczas niespotykanego wydarzenia, podczas którego JE ks. bp Jerzy Ablewicz, ordynariusz diecezji tarnowskiej, przedstawił mocą swego ogromnego autorytetu znaczenie chrześcijańskiego dzieła Stefanii Łąckiej. Wyrazili to też licznie występujący na uroczystości przedstawiciele duchowieństwa, zarówno w gremialnej procesji do miejsca jej doczesnego spoczynku, jak i w wypowiedziach nad jej grobem. Wydarzenie to stanowiło równocześnie o autorytecie Kościoła katolickiego wynikającym z nauki Chrystusa, który publicznie pokazał, że pamięta o szlachetności czynów osób wiernych tej nauce i publicznie to manifestuje. Akcentuje w ten sposób rangę jednego z największych przykazań, jakim jest przykazanie miłości bliźniego, które Stefania Łącka wypełniała ponad miłość samej siebie.
Na zakończenie niniejszego opracowania dobrze będzie oddać głos koleżance, która była świadkiem jej życia i działalności w Seminarium Nauczycielskim w Tarnowie, oraz koleżankom dzielącym z nią los więźniarek w obozie Auschwitz-Birkenau.
Seminaryjna koleżanka, s. Stanisława Matyasik, prezentka: Jeżeli chcę przywołać na pamięć ideał uczennicy, koleżanki, dziewczęcia – to wspominam ją, Stefcię Łącką, która po latach zamiast zacierać się w pamięci – urasta na „olbrzyma ducha”, a cała jej postać i cechy charakteru nabierają w mej pamięci coraz żywszego blasku. Szczęśliwa jestem, że patrząc na jej podobiznę, mogę myśleć: to moja koleżanka przez całe pięć lat życia seminaryjnego; to Stefcia, z którą na co dzień obcowałam, z której szlachetności i dobroci tyle lat czerpałam.
Zofia Okońska: Była człowiekiem wielkiej, głębokiej wiary. Stefanii dobroć, prawość, pełne oddanie ludziom, budziły ogólny szacunek i podziw. Była zawsze przy tych najbardziej potrzebujących. Stworzyła postać człowieka pełnego najwyższych walorów moralnych. Wykazała, jak można zachować człowieczeństwo w warunkach, w których to słowo zepchnięte było na samo dno poniżenia.
Helena Panek: Wszędzie niosła uśmiech i słowa nadziei. Jaką cenę miały te okruchy serca wie tylko ten, który ich kiedykolwiek pragnął – na próżno. Wielu jej zawdzięcza przetrwanie obozowej gehenny – nie załamując się psychicznie, a wielu nawet życie. Do dziś pamiętamy, jaką opatrznością była dla nas jej dobroć w tym piekielnym dnie ludzkiego cierpienia.
W innym miejscu Helena Panek pisze: Prawda jest jedna: Stefania Łącka była po prostu człowiekiem bez skazy.
Aniela Turecka-Wajdowa: Wiele osób zawdzięcza jej życie. Upłynęło wiele lat i wiele osób już odeszło, ale w sercach tych, którzy żyją – pozostała wieczna pamięć i wdzięczność.
Eleonora Wójtowicz: Często wracam myślą do tego koszmaru oświęcimskiego. Ludzie – naturalnie z wyjątkami – byli na ogół źli, egoiści, bo tam była walka o życie, patrzyło się śmierci w oczy. Stefcię natomiast cechowała pogoda, nie znała fałszu ni obłudy, zdana była na łaskę Najwyższego. To była osoba ponad ludzką miarę.
Franciszka Grela, albertynka, koleżanka seminaryjna, z którą potem Stefania pracowała w Drukarni Diecezjalnej, a po wyjściu z obozu spotkały się w Krakowie, znały się więc i przyjaźniły około 15 lat: Stefania to była postać wyrastająca swą postawą ponad otoczenie. Jestem głęboko przekonana, że to była osoba święta. Jej świętość – pociągała wszystkich do Boga.
Otwarcie procesu beatyfikacyjnego - Homilia Biskupa Tarnowskiego
Uroczystość odpustowa ku czci Narodzenia Najświętszej Mary Panny
Otwarcie procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej Stefanii Łąckiej
Bazylika Katedralna w Tarnowie – 8.09.2021
Czyt.: Mi 5,1-4a; Rz 8,28-30; Mt 1,1-16.18-23
Czcigodni Księża Biskupi!
Drodzy Bracia w kapłaństwie!
Drogie osoby życia konsekrowanego!
Umiłowani Siostry i Bracia w Chrystusie!
Wobec milionów a nawet miliardów istnień ludzkich, tych obecnych, przeszłych i przyszłych, życie pojedynczego człowieka zdaje się być zaledwie maleńkim ziarenkiem w morzu pisaku. Mimo to życie każdego człowieka jest niepowtarzalne, jedno jedyne w swoim rodzaju, wpisane w ciąg następujących po sobie pokoleń. Bez tych poprzednich nie byłoby obecnych, bez tych obecnych nie będzie przyszłych. Dzieje poszczególnych ludzi warunkują się nawzajem, są jak pojedyncze nici, z których ustawicznie tkana jest historia rodzaju ludzkiego.
Przekonujemy się o tym słuchając czytanej dziś Ewangelii, która przedstawia rodowód Jezusa Chrystusa. Każda z przywołanych w nim postaci to kolejne ogniwo długiego łańcucha pokoleń prowadzących do narodzenia Chrystusa. W całym rodowodzie znajduje się zaledwie kilka wybitnych postaci, które znacząco zapisały się w historii narodu wybranego, zaś zdecydowana większość pozostaje mało albo zupełnie nieznana. Jednak każda z nich, choć często małoznacząca na tle całej historii, była konieczna, żeby dzieje zbawienia mogły się toczyć i by w końcu doprowadziły do narodzenia Jezusa Chrystusa. Każda z wymienionych w rodowodzie Jezusa postaci wpłynęła na historię zbawienia przez sam fakt swojego życia.
Obchodzona dziś w liturgii uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny skłania nas do refleksji właśnie nad wartością każdego ludzkiego życia. Choć z pozoru jest ono niewielkie, to jednak nigdy nie wiemy, jaką ostatecznie rolę odegra w dziejach ludzkości. Dziękujemy Bogu za dar osoby Maryi, z której narodził się nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. Dziękujemy także za dar naszego życia, za życie naszych rodziców, dziadków, pradziadków i wszystkich naszych odległych przodków, dzięki którym teraz jesteśmy.
Podobnie jak w genealogii Jezusa Chrystusa, tak również w naszych rodzinach, czy w lokalnych społecznościach i w całym narodzie pojawiają się postacie, które wyciskają szczególny ślad w historii. Ów ślad staje się dla następnych pokoleń ważnym dziedzictwem i punktem odniesienia. Mamy w naszych rodzinach takich przodków, którzy są często wspominani i przywoływani. W pamięci rodziny, którą jest Kościół, szczególnie miejsce zajmują osoby, które odznaczały się świętością życia tutaj na ziemi. Kościół stawia je za wzór do naśladowania dla następnych pokoleń.
W rodzinie naszego diecezjalnego Kościoła mamy wiele takich postaci, niektóre z bardzo odległych nam czasów, z początku chrześcijaństwa na tych ziemiach, jak św. Andrzej Świerad z Tropia i jego towarzysz św. Benedykt, a także uczeń Świerada św. Just z Tęgoborzy. Następnie św. Stanisław ze Szczepanowa - biskup i męczennik, święta Kinga - Pani Sądecka, św. Szymon z Lipnicy, św. Stanisław Papczyński z Podegrodzia. Bliżej naszym czasom otrzymaliśmy świętych, których wydała rodzina Ledóchowskich: świętą Urszulę i błogosławioną Marię Teresę, zaś dwaj ich bracia - Włodzimierz i Ignacy - zmarli w opinii świętości. Również ich matka Józefina uważana jest za kandydatkę na ołtarze, nazwano ją „Matką świętych”.
XX wiek, naznaczony dramatami dwóch wojen światowych, zrodził bardzo wielu świętych, pośród których są też nasi diecezjanie: bł. Karolina Kózkówna z Zabawy, bł. siostra Celestyna Faron z Zabrzeży, bł. ojciec Krystyn Gondek ze Słonej oraz rektor naszego tarnowskiego seminarium bł. ks. Roman Sitko. Do tej rodziny świętych i błogosławionych dołączył niedawno, bo w roku 2015 pochodzący z Zawady koło Tarnowa bł. ojciec Zbigniew Strzałkowski, misjonarz i męczennik z Pariacoto w Peru.
Wydarzenie, które dziś przeżywamy ma wymiar historyczny dla naszej tarnowskiej diecezji. Bowiem po zasięgnięciu opinii Konferencji Episkopatu Polski i otrzymaniu zgody watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych możemy otworzyć proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny Służebnicy Bożej Stefanii Łąckiej, urodzonej w Woli Żelichowskiej, w parafii Gręboszów. Głęboko ufamy, że rodzina świętych i błogosławionych naszej diecezji powiększy się o tę przepiękną w swym człowieczeństwie i wierze postać.
Kiedy patrzymy na koleje życia Stefanii Łąckiej, na jej ogromny dorobek życiowy pomimo zaledwie 33 przeżytych lat, to nie sposób nie zadziwić się. Tak niezwykle piękna w swoim człowieczeństwie i tak nadzwyczajnie ujmująca głębią swojej wiary, bogactwem życia duchowego i heroiczną miłością. To wszystko czerpała już ze swego domu rodzinnego, który choć ubogi, to jednak tętnił nade wszystko życiem według najważniejszych wartości: miłości Boga i bliźniego.
We wspomnieniach tych, którzy znali Stefanię jeszcze z czasów szkolnych, pozostała ona jako osoba o prawym charakterze, dużej kulturze duchowej, szerokiej wiedzy oraz delikatności, zawsze pełna idealizmu. Jej twarz rozjaśniał często przemiły uśmiech. Miała ciemne, pełne dobroci oczy. Koleżanki lgnęły do niej, bo miała w sobie coś matczynego, umiała pocieszyć i doradzić.
Pragnęła zostać nauczycielką, marzyła o studiach, jednak mając na uwadze skromne warunki bytowe swojej rodziny potrafiła z nich zrezygnować. Jest to budująca postawa ukazująca cnotę wstrzemięźliwości, tzn. umiejętność rezygnacji z własnych planów, gdy byłoby to zbyt wielkim obciążeniem dla innych. Jednak jej talent zarówno pedagogiczny jak i dziennikarski nie zmarnował się. Pracowała bardzo twórczo w czasopiśmie diecezjalnym Nasza Sprawa, gdzie była odpowiedzialna za wydawanie specjalnego dodatku dla dzieci pt. Króluj nam Chryste. Jej twórczość pisarska to ponad 700 artykułów. Organizowała też spotkania edukacyjne dla dzieci i dorosłych.
Od dzieciństwa była zaangażowana w życie Kościoła, który darzyła szczerą miłością. Dostrzegała we wspólnocie Kościoła swoją własną rodzinę. Szanowała i uwzględniała we wszystkim nauczanie Kościoła, co bardzo mocno uwidacznia się też w jej spuściźnie literackiej. Miała mocny zmysł misyjny. Idea misyjna przenikała jej rozmowy ze znajomymi a także pisane przez nią artykuły. Nawiązywała kontakty listowne z misjonarzami, a nade wszystko bardzo wiele modliła się za w intencji misji i misjonarzy.
Piękno człowieczeństwa Stefanii Łąckiej karmiło się głębokim życiem duchowym i z niego też wyrastało. Odznaczała się wielkim kultem Eucharystii. Starała się codziennie uczestniczyć we Mszy świętej. To było pierwsze źródło jej siły, bo kto przyjmuje codziennie Jezusa w Komunii Świętej, ma ze sobą ładunek energii, który nie ulega wyczerpaniu. Można ją było spotkać tutaj w katedrze tarnowskiej zatopioną w modlitwie w kaplicy Najświętszego Sakramentu. Ulubionym miejscem był krzyż w tejże kaplicy. Klęczała przy Ukrzyżowanym zmęczona pracą albo szukająca nowych sił, pokoju wewnętrznego i światła. Jej modlitwa nabierała wymiarów kontemplacyjnych.
Po wybuchu II wojny światowej Stefania włączyła się w konspiracyjną działalność wydawniczą. W roku 1941 została aresztowana przez gestapo, zaś w roku 1942 przewieziono ją do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie nadano jej numer 6886.
Naznaczona heroizmem miłość Stefanii Łąckiej do Boga i bliźnich ukazała się szczególnie wyraziście w warunkach obozowych. Można powiedzieć, że jej ustawicznym wysiłkiem było pomaganie i ratowanie drugiego człowieka, jego godności, ciągłe podtrzymywanie na duchu, czuwanie przy umierających. Stefania nieustanne narażała swoje życie dla innych, gdy będąc blokową pisarką, w nocy podmieniała kartoteki chorych na tyfus przeznaczonych do zagazowania na kartoteki już zmarłych wcześniej kobiet. W ten sposób ocaliła mnóstwo ludzkich istnień.
W kontekście dzisiejszej uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny warto szczególnie podkreślić pomoc, jaką Stefania niosła w warunkach obozowych kobietom oczekującym narodzin dzieci. Jedna z jej koleżanek obozowych, Elżbieta Bryg Jarosik, wspominała, że los matek i ich dzieci był przesądzony – śmierć. Jeżeli nie zabrano ich zaraz do zagazowania albo nie zabito zastrzykiem fenolu - rodziły w obozie. Stefania, kiedy tylko nadarzała się okazja, pomagała tym kobietom, chrzciła narodzone niemowlęta zanim zostały uśmiercone. Z wielkim poświęceniem codziennie przebywała przy łóżkach najbardziej chorych kobiet, niosła im pomoc, uśmiech, duchowe wsparcie. Ryzykując własne życie potrafiła się wystarać o lekarstwa, zastrzyki, witaminy. Jej heroizm szedł jeszcze dalej, gdyż była nawet gotowa pójść na śmierć za swoją koleżankę Helenę Panek.
Heroiczna miłość Stefanii realizowała nawet Chrystusowy nakaz miłości nieprzyjaciół. Nie złorzeczyła i nigdy nie wyrażała się z nienawiścią o tych, którzy byli winni okrutnej obozowej doli.
Pod koniec stycznia roku 1945, po wyzwoleniu, opuściła obóz i wróciła do Woli Żelichowskiej. Rozpoczęła wymarzone studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niestety skutki rocznego torturowania w tarnowskim więzieniu po aresztowaniu redakcji „Naszej Sprawy”, trzyletnie przeżycia strasznej obozowej rzeczywistości, odbiły się tragicznie na zdrowiu Stefanii. Wycieńczona przez choroby zmarła 7 listopada 1946 roku w Krakowie w wieku 33 lat. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Gręboszowie. Na tablicy pamiątkowej w kościele w Gręboszowie widnieje napis, który zredagowały jej koleżanki. „Była człowiekiem głębokiej wiary. Niosła uśmiech i nadzieję, wielu jej zawdzięcza życie. Jej dobroć była opatrznością w tym piekielnym dnie ludzkiego cierpienia”.
Umiłowani Siostry i Bracia!
Boża Opatrzność sprawiła, że Stefania Łącka będzie mieć osobny proces, bo gdyby zginęła w obozie, to prawdopodobnie zostałaby dołączona do grona 108. męczenników II wojny światowej beatyfikowanych w roku 1999. Żywimy nadzieję, że otwarty dziś proces beatyfikacyjny pozwoli jeszcze bardziej, tzn. na szerszą skalę ukazać tę niezwykłą postać, tak bardzo aktualną także we współczesnym kontekście życia Kościoła. Piękno człowieczeństwa i życia duchowego Stefanii Łąckiej zrodziło się ze współpracy z łaską Bożą. Jak wiele może dokonać człowiek, który słucha Boga, który jest gotowy pójść za wezwaniem Maryi z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. We współczesnym świecie, tak bardzo rozdartym różnymi konfliktami, niezgodą, brakiem wzajemnego szacunku, niszczeniem dobrego imienia innych, pooranym przez ludzką niedolę i krzywdę, osoba Stefanii Łąckiej jest znakiem, że ostanie słowo nigdy należy nie do nienawiści lecz do miłości, nigdy do zła lecz do dobroci.
Modląc się dziś o dar beatyfikacji Służebnicy Bożej Stefanii Łąckiej, ożywiajmy też w sobie pragnienie podążania drogą świętości. Ważne jest byśmy potrafili się zachwycić postaciami świętych i błogosławionych, a także osób, które zmarły w opinii świętości. Trzeba nam ciągle szukać dobrych, pięknych i budujących wzorców i do nich przyrównywać własne życie.
Prośmy Pana Boga przez orędownictwo Najświętszej Maryi Panny w tajemnicy Narodzenia, abyśmy sami mogli kiedyś dołączyć do rodziny świętych i błogosławionych w niebie. Wszak, jak uczył papież Benedykt XVI: „Jeśli ten czy tamten mógł dojść do świętości, to dlaczego nie ja?” Amen.
Kalendarium
Opracował ks. Edward Gabryel
(w: S. Sojka, Stefania Łącka. Droga do świętości, Tarnów 2019, s. 71-81)
1900 – urodził się starszy brat Stefanii – Franciszek.
1910 – urodził się młodszy z braci Stefanii – Jan.
6.01.1914 – urodziła się Stefania Łącka, córka Antoniego i Agnieszki z d. Wcisło.
20.10.1921 – zmarł Antoni Łącki, ojciec Stefanii.
1921-1923 – Stefania uczęszczała do dwuklasowej szkoły (I-II) w Woli Żelichowskiej.
1923-1926 – uczęszczała do szkoły powszechnej w Gręboszowie (III-V).
1926-1928 – uczęszczała do VI i VII klasy szkoły powszechnej w Dąbrowie Tarnowskiej.
1928 – ukończyła siedmioklasową (VI-VII) szkołę powszechną w Dąbrowie Tarnowskiej (w wieku 14,5 lat).
1928-1933 – była uczennicą I Prywatnego Żeńskiego Seminarium Nauczycielskiego im. bł. Kingi w Tarnowie, którego dyrektorem był ks. Józef Chrząszcz.
8.12.1930 – wstąpiła do Sodalicji Mariańskiej w kościele Księży Filipinów w Tarnowie. Najpierw była jej członkiem, a później prezeską.
1930 – została redaktorką dwumiesięcznika szkolnego „Złota Nić” w Seminarium Nauczycielskim w Tarnowie. Artykuły wstępne w tym miesięczniku podpisywała „Wasza redaktorka”, inne artykuły sygnowała imieniem i nazwiskiem, pseudonimem „Czarna” oraz literami „r” i „red”.
6.02.1931 – członek harcerstwa, także sekretarka hufca szkolnego.
1931 – zmarł ks. Piotr Halak, proboszcz w Gręboszowie.
16.09.1932 – druhna Stefania Łącka zrezygnowała z urzędu sekretarki hufca szkolnego harcerstwa z powodu nadmiaru zajęć.
1932 – zmarł Franciszek Łącki, brat Stefanii Łąckiej.
1933 – Stefania złożyła egzamin maturalny w Seminarium Nauczycielskim w Tarnowie.
1933 – Franciszek Lisowski biskupem tarnowskim.
1933 – bp Franciszek Lisowski założył tygodnik „Nasza Sprawa. Ilustrowany Tygodnik Diecezji Tarnowskiej” – za radą Piusa XI podczas wizyty ad limina. Pierwszy numer wyszedł z datą 24.12.1933.
1933 – dyrektor czasopisma „Nasza Sprawa” ks. Józef Chrząszcz zatrudnił w redakcji Stefanię Łącką (1933 – 1.08.1935).
1933 – Stefania Łącka redaktorką odpowiedzialną za gazetkę dla dzieci pt. „Króluj nam Chryste!”.
1934 – Diecezjalny Kongres Eucharystyczny w Tarnowie.
1935 – w czerwcu wielka powódź w parafii Gręboszów (wylała Wisła, Raba, Dunajec, Wisłoka). Stefania Łącka odwiedziła tereny powodziowe.
1.08.1935 – zmarł ks. Józef Chrząszcz, dyrektor czasopisma „Nasza Sprawa”, w redakcji przy ul. Katedralnej.
1935 – ks. dr Józef Lubelski redaktorem naczelnym czasopisma „Nasza Sprawa” (sierpieńpaździernik 1935).
1935 – ks. Józef Paciorek został redaktorem naczelnym czasopisma „Nasza Sprawa” (od 13.10.1935 do 1939).
1937 – pielgrzymka Stefanii Łąckiej do Wilna (zob. reportaż pt. Pielgrzymka do Wilna, „Nasza Sprawa”, nr 26, z 27.06.1937).
1937/1938 – pielgrzymka Stefanii Łąckiej do Rzymu pod przewodnictwem bpa Franciszka Lisowskiego.
1938 – udział Stefanii Łąckiej w Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie (zob. Wspomnienia z Budapesztu, „Nasza Sprawa”, nr 26 z 26.06.1938 oraz nr 28 z 10.07.1938).
3.06.1939 – zmarł biskup tarnowski Franciszek Lisowski.
1.09.1939 – ucieczka Stefanii z pracownikami redakcji z Tarnowa na wschód.
1939 – drukarnię czasopisma „Nasza Sprawa” przeorganizowano na drukarenkę dla potrzeb Kurii Diecezjalnej w Tarnowie.
7.03.1941 – gestapo aresztowało ks. Józefa Paciorka.
16.04.1941 – gestapo aresztowało Stefanię Łącką w jej mieszkaniu przy ul. Piłsudskiego, w pobliżu kościoła XX. Filipinów. Najpierw aresztowano ją i torturowano w siedzibie gestapo przy ul. Urszulańskiej, następnie więziono ją w
więzieniu tarnowskim, gdzie w jednej celi przebywała z Heleną Panek i Marią Flekową do 28 listopada.
1941 – gestapo aresztowało 30 pracowników wydawnictwa „Nasza Sprawa” pod zarzutem drukowania prasy podziemnej.
27.04.1942 – Stefania Łącka wraz ze sześćdziesięcioma więźniarkami została przewieziona z tarnowskiego więzienia do obozu Auschwitz. Otrzymała numer obozowy 6886. W tym dniu przywieziono do obozu 127 kobiet z więzienia
Montelupich w Krakowie i z więzienia w Tarnowie. Pracował na roli w miejscowościach Babice, Harmense, Rajsko.
18.06.1942 – w Auschwitz zginął ks. Józef Paciorek, dyrektor wydawnictwa „Nasza Sprawa”.
15.08.1942 – Stefanię Łącką wraz z wszystkimi kobietami przeniesiono z Auschwitz do Brzezinki. Do wiosny 1943 roku razem z Marią Flekową pracowała w kuchni przy obieraniu ziemniaków.
1943 – wiosną Stefania Łącka zachorowała na tyfus plamisty i przebywała na bloku rewirowym nr 23.
1943 – po wyzdrowieniu Stefania napisała modlitewnik obozowy.
1943 – po przebytej chorobie zgłosiła się do pracy w szpitalu obozowym jako pielęgniarka.
1943 – w sierpniu przeszła z funkcji pielęgniarki na funkcję pisarza (schreiberin) na bloku szpitalnym nr 23. Nadal pomagała chorym.
7.11.43 – napisała karteczkę obozową („Karteczka. Blockstärke z 07.11.1943 Brzezinka. Block 23”).
1944 – w grudniu przeprowadzono więźniarki wraz ze Stefanią Łącką z bloku rewirowego nr 23 na blok rewirowy nr 32, zwany obozem cygańskim. W połowie grudnia w wyniku zmiany numeracji blok 32 otrzymał numer 6.
7.04.1943 – zmarł Jakub Bojko (ur. 7.07.1857).
17-21.01.1945 – z Auschwitz i jego podobozów wyprowadzono około 56 tys. więźniów. Więźniowie maszerowali w fatalnych warunkach mroźnej i śnieżnej zimy. W trakcie tych marszów zginęło od 9 do 15 tys. osób.
18.01.1945 – esesmani ewakuowali obóz oświęcimski. Do godziny 23.00 obóz opuściło 22 465 osób.
21.01.1945 – esesmani opuścili obóz.
22.01.1945 – Stefania Łącka i kilka innych więźniarek opuściły obóz, choć zostały ostrzelane z wieży przez strażników niemieckich półtora kilometra od niego. Za rzeką Sołą oddały pokłon krzyżowi przydrożnemu. Szły przez miejscowości Kęty i Andrychów. Droga do Andrychowa trwała 2 dni. Pierwszy nocleg miały u gospodarza w Kańczuce k. Kęt.
24.01-02.02.1945 – zatrzymały się w Andrychowie u gospodarza z powodu zbliżającego się frontu.
27.01.1945 – wyzwolenie obozu Auschwitz-Birkenau przez Armią Czerwoną
2.02.1945 – pobyt w Kalwarii Zebrzydowskiej. Spowiedź i Msza św. S. Lidia i s. Władysława, szarytki, otrzymały habity.
3.02.1945 – pobyt w Krakowie u ks. Ferdynanda Machaya, proboszcza parafii Mariackiej. Zakonnice powróciły do klasztorów macierzystych.
1945 – Stefania Łącka przez 5 dni przebywała na leczeniu w Krakowie u Anastazji Grodeckiej, matki współwięźniarki Anieli Tureckiej-Wajdowej.
10.02.1945 – wyjazd Stefanii Łąckiej i Eleonory Wójtowicz z Krakowa do Tarnowa. W Bochni zatrzymały się u koleżanki z lat szkolnych Franciszki Milówki Hałdzińskiej spod Bochni szły pieszo. Z Tarnowa do Olesna Stefania jechała
pojazdem. Z Olesna do Woli Żelichowskiej dotarła furmanką.
1945 – w maju Stefania Łącka otrzymała propozycję od obozowej koleżanki Anny Tureckiej-Wajdowej, aby zamieszkała u niej w Krakowie i podjęła studia. Na list odpisała jej 24 czerwca.
1945 – we wrześniu i w październiku 1945 roku Stefania Łącka mieszkała w Krakowie u Anny Tureckiej-Wajdowej. Podjęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim.
29.10.10.1945 – rozpoczęła leczenie w sanatorium „Warszawianka” przy ul. Jagiellońskiej w Zakopanem.
31.10.1945 – napisała z Zakopanego list do Anieli Tureckiej-Wajdowej w Krakowie.
1-07.11.1945 – przebywała w Nowym Targu na zaproszenie byłej współwięźniarki Jolanty Jabłońskiej i jej męża Piusa. Pius pomagał jej przez rozmowy w przezwyciężeniu koszmarów obozowych.
21.11.1945 – napisała list z Zakopanego do Anieli Tureckiej-Wajdowej.
29.11.1945 – napisała z Zakopanego do Krakowa wierszowane życzenia Barbarze (8 strof), córce Anieli Tureckiej-Wajdowej.
14.12.1945 – napisała list z Zakopanego do Heleny Jarosz
25.12.1945 – zmarła Agnieszka Łącka, matka Stefanii, lat 73. Została pochowana w Gręboszowie.
1945 – pod koniec grudnia Stefania zamieszkała w akademiku w Krakowie. Studiowała, dorabiała na poczcie w Krakowie, udzielała się społecznie.
1946 – święta i ferie wielkanocne spędziła w domu rodzinnym.
1946 – po świętach wielkanocnych Stefanię w akademiku odwiedził Zygmunt Tarka, który odszedł od żony. Stefania nie dała mu szans na wspólne życie.
8.05-15.06.1946 – przebywała na leczeniu sanatoryjnym w Karpaczu k. Jeleniej Góry.
1946 – 10, 15, 17, 31 maja oraz 4 czerwca pisała kartki z Karpacza do Anieli Tureckiej-Wajdowej, Mieczysławy Łąckiej, Anieli Tureckiej, Emilii Kropczyńskiej, ks. Kazimierza Jarosza.
15.06.1946 – wróciła do Krakowa na studia.
5.07.1946 – przebywała w sanatorium akademickim w Zakopanem.
11.07.1946 – napisała z Zakopanego kartkę do Anieli Tureckiej-Wajdowej.
1946 – w sierpniu przebywała w Krakowie. Zdała egzaminy, pracowała społecznie, odwiedzała koleżanki.
1.10.1946 – Stefania rozpoczęła II rok studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim.
1946 – w październiku odwiedziła w Krakowie w internacie przy ul. Grodzkiej Zofię Gajdę, koleżankę z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie, która studiowała w Krakowie.
1946 – w październiku Stefania przebywała w szpitalu w Krakowie (według opinii lekarzy miała niezmiernie powiększone serce, a płuca jak sito).
3.11.1946 – była w Teatrze Słowackiego w Krakowie z Anielą Turecką-Wajdową. Napisała ostatni list do rodziny, z prośbą, aby pochować ją obok jej matki.
4.11.1946 – ostatni pobyt Stefanii w Klinice Chorób Wewnętrznych przy ul. Kopernika w Krakowie.
7.11.1946 (czwartek, godz. 23.00) – Stefania Łącka zmarła w Klinice Chorób Wewnętrznych przy ul. Kopernika w Krakowie.
8.11.1946 – do Krakowa przyjechał z Woli Żelichowskiej brat Stefanii – Jan. Dowiedział się że Stefania zmarła w nocy.
8.11.1946 – ciało w trumnie przywiózł samochodem do Woli Żelichowskiej brat zmarłej Jan Łącki. Odebrał ją z kliniki przy ul. Grzegórzeckiej.
11.11.1946 – pogrzeb Stefanii Łąckiej w Gręboszowie. Spoczęła na cmentarzu w Gręboszowie obok swej matki. Na cmentarzu przemówienie wygłosiła współwięźniarka Aniela Turecka-Wajdowa z Krakowa, a w imieniu młodzieży
Wójcik z Pawłowa.
17.05.1981 – wmurowanie tablicy pamiątkowej ku czci Stefanii Łąckiej w kościele parafialnym w Gręboszowie (projektant art. rzeźb. Andrzej Dźwigaj) pod przewodnictwem biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza.
13.09.1981 – odsłonięcie tablicy ku czci Stefanii Łąckiej w Szkole Podstawowej w Woli Żelichowskiej. Z tej okazji poetka Powiśla Maria Wojtyło-Kozaczkowa napisała wiersz
Cytaty i aforyzmy Stefanii Łąckiej
Wiosna to młode lata człowiek. Z zasiewu na wiosnę spodziewamy się w jesieni plonu. Tak samo, co zasiejemy w sercu młodości, to otrzymamy w dalszym życiu (z wypracowania szkolnego).
Wolno nam w chwilach smutku, przygnębienia i rozpaczy - i giąć się, i zachwiać, ale nie wolno nam załamać się.
Nie ma ludzi, którym by wszystkie życzenia się spełniły - sens w tym, by się nie buntować, ale powiedzieć Bogu: „Widzisz, Boże, jak, mnie to boli; ale skoro uważasz, że muszę się bez tego obyć, że byłabym gorsza, płytsza, gdybym to miała - niech się dzieje wola Twoja”.
A ja bym wolała kochać Pana Boga dwoma sercami (wypowiedź dotycząca małżeństwa).
Naprawdę szczęściem jest, że mamy wiarę i możemy się modlić. Inaczej życie nie dałoby się udźwignąć.
Jeżeli będziesz dziękował Bogu za każdą radość, nie starczy ci czasu do skarg na cierpienia.
Nasze cierpienia zostały wliczone przez Boga w nasze życie nie po to, aby nas zniszczyć, ale żeby przybliżyć do Boga (z czasów obozowych).
Tylko swoim życiem, cierpieniem możesz kształtować w sobie obraz Chrystusa.
Wyroki Boże są dla nas niezbadane i bolesne, ale wierzymy, że najlepsze.
Dobry człowiek oszczędza osobom ukochanym wszelkich smutków, nie wyrządza im nigdy przykrości i nigdy nie zasmuca ich swym postępowaniem.
Bóg niech Cię prowadzi w życiu i pamiętaj, że pracować winniśmy dla nieba, dla zdobycia go, że warto podobać się tylko Bogu.
Ludzi oszukać można, ale Boga i własne sumienie, nigdy.
Silna wola i wytrwałość to cenny skarb.
Trzeba mieć odwagę powtórzyć drugim to, co się poza ich oczyma mówiło.
Nie pozwól zwątpieniu złamać swych skrzydeł! Wierz, zawsze wierz! Bo ten tylko dojdzie do jutra bram; kto w jutro swoje wierzy!
O Boże mój! Kiedyż mi będziesz wszystkim we wszystkim? Kiedyż ja o Tobie jednym myśleć i pamiętać będę?
Postarajmy się już teraz znosić cierpliwie swoje codzienne przykrości, idąc śladami Chrystusa Pana. A gdyby nam było trochę ciężko, może nie do zniesienia, to pamiętajmy o tym, że po Bożej Męce nastąpiło chwalebne Zmartwychwstanie, po każdym cierpieniu nastąpi radość, po smutku – wesele, po trwodze, zwątpieniu i walkach - zwycięstwo!
A mnie, jeśli podoba się Bogu, aby życie moje było do końca pielgrzymką po twardej i ciernistej drodze, to przynajmniej wyjednaj, abym pod Twoją opieką nie ustawała w bólu, ale niosła dalej mój krzyż z odwagą; jeżeli mi na chwilę odetchnąć będzie wolno, wyproś mi odpoczynek, w skrytości świętego przybytku Twego (modlitwa do :Matki Świętej :Nadziei)
Abyśmy nigdy, w największych nawet trudnościach, nie poddawali się rozpaczy, lecz zawsze ufnie zgadzali się z Wolą Twoją, która jest samym miłosierdziem (modlitwa obozowa).
Bibliografia:
Pawlikowska, Dar nieba – niezwykła postać Stefanii Łąckiej (1914-1946), Tarnów 2010, s. 83-85
Modlitwy
MODLITWA O WYPROSZENIE ŁASKI [PDF]
DO MATKI SWIĘTEJ NADZIEI
DO MATKI SWIĘTEJ NADZIEI
Uciekam się do Ciebie, o Matko Świętej Nadziei, z boleścią w sercu, z trwogą i uciskiem - i już upadająca pod ciężarem krzyża mego. Nie odpychaj mnie, garnącej się do Ciebie, przybądź mi na pomoc, ratuj mnie, nie daj mi zginąć, usłysz wołania opuszczenia mego.
A nie tylko za sobą samą wyciągam ręce do Ciebie, o Matko moja najmilsza, ale wzywam macierzyńskiej opieki Twojej także dla drogich sercu memu. Wśród moich potrzeb czuję ich potrzeby. Ty wszystko wyjednać potrafisz. Bądź ich Opatrznością, bo ja niczym im pomóc nie mogę. Czuwaj nad nimi i zasłaniaj ich, aby za pomocą Twojej potężnej dobroci szczęśliwie przebyli przez burzliwe morze tego świata. A mnie, jeżeli podoba się Bogu, .aby życie moje do końca było pielgrzymką po twardej i ciernistej drodze, to przynajmniej wyjednaj, abym pod Twoją opieką nie ustawała od bólu, ale niosła dalej mój krzyż z odwagą; jeżeli mi na chwilę odetchnąć będzie wolno, wyproś mi odpoczynek w skrytości świętego przybytku Twego. Niech obeschną z łez oczy moje, patrząc na Syna Twego, którego nam z taką miłością oddajesz. I nie daj mi odejść od Ciebie, aż się ucieszy dusza moja wspomnieniem dobroci Twojej; aż mi promyk nadziei serce rozweseli; aż się cała otrzeźwię i poczuję, że doszła do Ciebie modlitwa moja, którą z zupełną i gorącą ufnością powtarzać pragnę.
O Boski Synu Niepokalanej Dziewicy, o Matko Świętej Nadziei, w Was tylko nadzieję pokładam. Wam się całkiem zawsze oddaję. Amen.
ZA DUSZE ZMARŁYCH
Boże Wszechmogący, którego opatrzność rozciąga się na wszystkie stworzenia, ponieważ jesteś ich Ojcem, racz rzucić okiem miłosierdzia na dusze, które Cię kochają i dla których największą boleścią jest, że są rozłączone z Tobą. Wspomnij, o mój Boże, że one są dziełem Twojej ręki i ceną męki i śmierci i zasług nieskończonych Jezusa Chrystusa. Czyż możesz nie wysłuchać nas, którzy Cię w Imię to przenajświętsze „Jezus” o wyzwolenie dusz z czyśćca prosimy! Za ich zbawienie ofiarujemy Ci Najdroższą Krew, która na krzyżu płynęła, przemożną przyczynę Najświętszej Maryi Panny, świętego Józefa, świętych Piotra i Pawła i Wszystkich Świętych; pokorne modlitwy Twojego Kościoła, błagania i dobre uczynki jego dzieci. z taką pomocą wszystkiego się spodziewam od Twojego miłosierdzia, o mój Boże, dla dusz, które mi były tak drogie i które rozkazałeś mi kochać i ratować. Niech Twoja ojcowska miłość rozbroi Twą sprawiedliwość. Otwórz im Twe łono, okaż im Twą chwałę; niech ich oczy ujrzą, kim jesteś, a ich serca doznają rozkoszy, których źródło wieczne w Tobie spoczywa. Amen.
MODLITWA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
Boże, w którym miłosierdzie jest niezgłębione, a skarby litości nieprzebrane, wejrzyj na nas łaskawie i pomnóż w nas miłosierdzie Swoje, abyśmy nigdy - w największych nawet trudnościach - nie poddawali się rozpaczy, lecz zawsze ufnie zgadzali się z wolą Twoją, która jest samym miłosierdziem.
Przez Pana naszego ,Jezusa Chrystusa, Króla Miłosierdzia, który z Tobą i Duchem Świętym okazuje nam miłosierdzie na wieki wieków. Amen
MODLITWA DO MATKI BOŻEJ TUCHOWSKIEJ
Panie Jezu Chryste, któryś nam dał Rodzicielkę swoją, której cudowny obraz w Tuchowie czcimy, za Matkę gotową zawsze w potrzebach nam pomagać, spraw, proszę pokornie, abym wzywając macierzyńskiej Jej pomocy, doznała łaski, której bardzo potrzebuję [...] Jeśli tę łaskę otrzymam przyrzekam, że ...
NAWIEDZENIE NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
(na podstawie modlitwy św. Alfonsa Marii Liguori)
Najświętsza i Niepokalana Matko moja, Maryjo, do Ciebie Matko Boga i Pana mojego, Królowo świata, orędowniczko, nadziejo i ucieczko grzeszników- i ja ze wszystkich najnędzniejsza dzisiaj się uciekam. Tobie, o Królowo Wielka, składam hołd poddaństwa swojego i dzięki Ci czynię za wszystkie dobrodziejstwa, jakieś mi aż dotąd wyświadczyła, a osobliwie, żeś mnie od piekła uratowała, na które tak często zasłużyłam. Miłuję Cię, o Pani moja, miłości wszelkiej najgodniejsza i z tej to miłości ku Tobie przyrzekam, że sama Tobie zawsze służyć będę i że się o to według możliwości starać będę, aby i drudzy Tobie służyli. Wszystką swoją nadzieję i całe moje, bawienie po Bogu w Tobie pokładam. Przyjmij mnie za sługę swoją i weź mnie pod płaszcz opieki swojej, o Matko miłosierdzia. A ponieważ u Boga wszystko możesz, wyratuj mnie od wszystkich pokus, albo przynajmniej wyproś mi pomoc dostateczną//(część modlitwy wtrącona przez Stefanię) Najsłodszy Jezu, przez wszystką dobroć Serca Twojego proszę Cię, osładzaj tęsknoty wszystkich w niewoli i na wygnaniu będących, daj im wolność pożądaną, przyprowadź ich do Ojczyzny, a osobliwie do Ojczyzny niebieskiej// do ich zwyciężania aż do mego zgonu. Od Ciebie dopraszam się prawdziwej miłości Jezusa Chrystusa, od Ciebie spodziewam się szczęśliwej śmierci. - O Matko moja, przez Twoją miłość ku Bogu proszę Cię, przybądź mi na pomoc zawsze, a osobliwie zaś w ostatecznym życia mego momencie. Błagam Cię, nie opuszczaj mię póty, póki nie ujrzysz mnie zbawioną w niebie, Ciebie chwalącą, a miłosierdzie Twoje na wieki wyśpiewującą. Tak ufam, tak niech się stanie. Amen.
MODLITWA Z PAPIEROWEJ SERWETKI
Jezu, Maryja, Józef, Wam oddaję duszę moją. Święty Józefie, Przyjacielu Boskiego Serca, módl się za nami. Pamiętaj Dziewico, Matko Boża, abyś stojąc przed obliczem Pana, przemawiała za nami i aby On odwrócił od nas swe zagniwanie. Amen.
Bibliografia:
Marszałek, Bogu – Ojczyźnie – człowiekowi. Stefania Łącka we wspomnieniach świadków jej życia i na tle własnych artykułów, korespondencji i zapisów, Tuchów 2003, s. 140-145.
Łącka, Modlitewnik obozowy.
Łącka, Modlitwy na papierowej serwetce.
Marszałek, Bogu – Ojczyźnie – człowiekowi. Stefania Łącka we wspomnieniach świadków jej życia i na tle własnych artykułów, korespondencji i zapisów, Tuchów 2003, s. 140-145.
Łącka, Modlitewnik obozowy.
Łącka, Modlitwy na papierowej serwetce.
Bibliografia
(za: S. Sojka, Stefania Łącka. Droga do świętości, Tarnów 2019, s. 83-90)
- Banach Ryszard ks., Postać Stefanii Łąckiej, w: Ziemski anioł. Droga do świętości Stefanii Łąckiej, redakcja naukowa ks. Jan Bartoszek, Tarnów 2015, s. 69-79.
- Bednarczyk Piotr bp., Na Bożą łaskę nie ma drutów, w: tenże, ks. Stanisław Sojka, Naród polski pod opieką Matki Bożej, Tarnów 1989, s. 87-91.
- Boruch-Olszówka Wiktoria (koleżanka Stefanii Łąckiej z Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie, Notatka do życiorysu śp. Stefanii Łąckiej, Tarnów 1978, mps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Brożek Grzegorz, Stefania Łącka, http:// www.kurierdabrowski.pl/stefania-lacka.
- Czech Danuta, Kalendarz wydarzeń w obozie koncentracyjnym Oświęcim-Brzezinka, „Zeszyty Oświęcimskie”, nr 7 (1963).
- Gabryel Edward ks., Kalendarium życia Stefanii Łąckiej, Tarnów 2015, mps, ss. 7 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Grela Elżbieta (imię zakonne Franciszka, albertynka, współpracownica w redakcji „Naszej Sprawy” w roku 1939), List do Emilii Ptak z d. Kropczyńskiej, Poznań, 5.07.1979, mps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Grela Elżbieta (imię zakonne Franciszka, albertynka, współpracownica w redakcji „Naszej Sprawy” w roku 1939), Wspomnienia o Stefanii Łąckiej, Poznań, 16.05.1979, mps, ss. 8 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Hałdzińska Franciszka z d. Milówka (koleżanka Stefanii Łąckiej z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Moje wspomnienie o Stefanii Łąckiej, Tarnów 1979, rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Jabłońska Marta Jolanta (nr obozowy 32261), Wspomnienia o śp. Stefanii Łąckiej ze wspólnie przeżytego obozu Oświęcim-Brzezinka rok 1945-1946, Jabłonka Orawska, 28.03.1979, rps, ss. 5 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Jarosik Elżbieta z d. Bryg (nr obozowy 6860), Relacja o Stefanii Łąckiej [bez tytułu], Tarnów [bez daty, za zgodność kopii oryginałem ks. Z. Rogoziewicz], Nowy Sącz, 8.051979, rkps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Jarosz Stefan, Wspomnienia o śp. Stefanii Łąckiej rodem z Woli Żelichowskiej, parafia Gręboszów, Pietrzejowa, 24.11.1982, mps, ss. 2 – ADT, Sygn. BZ (t. IV).
- Jeż Andrzej, biskup tarnowski, Wykład podczas ogólnodiecezjalnego Spotkania Katechetycznego, Tarnów, 30.08.2017 – Archiwum Wydziału Katechetycznego Kurii Diecezjalnej w Tarnowie.
- Kabat Edward ks., Stefania Łącka w służbie miłości, Breń k. Dąbrowy Tarnowskiej 2007.
- Kalicińska Maria (koleżanka z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie, u jej rodziców Stefania mieszkała na stancji w Tarnowie), Przyczynek do wspomnień o Stefanii Łąckiej, Tarnów, marzec 1979, rps, ss. 4 – ADT, Sygn BZ (IV).
- Kosiniak-Kamysz Kazimierz, Duchowa sylwetka Stefanii Łąckiej i przesłanie jej życia dla potomnych, w: Ziemski anioł. Droga do świętości Stefanii Łąckiej, redakcja naukowa ks. Jan Bartoszek, Tarnów 2015, s. 131-164.
- Kozaczkowa Maria z d. Wojtyło, Serce w pasiaku, „Słowo Powszechne” z dnia 30.04.1974.
- Leszczyńska Jadwiga (ur. 1902, nr obozowy 21170), Wspomnienia o Stefanii Łąckiej, Wrocław [bez daty, tekst napisany po 13.08.1980], mps, ss. 3 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Leśniakowa Janina z d. Pacana (koleżanka Stefanii Łąckiej z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Oświadczenie w sprawie koleżanki śp. Stefanii Łąckiej, Radom, 6.04.1979, rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Liber Baptizatorum, t. IV, 1914, s. 131, p. 3 – Archiwum parafialne w Gręboszowie.
- Łącka Emilia (bratowa Stefanii Łąckiej), Życiorys o śp. Stefanii Łąckiej, Kłyż, 08.11.1980, rps, ss. 7 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Łącka Stefania, Ćwiczenia polskie (zadania domowe, szkolne), kl. II, półrocze II, rok szkolny 1926/1927, Szkoła Powszechna w Dąbrowie Tarnowskiej, rkps, ss. 22 – ADT, Sygn BZ (t. V).
- Łącka Stefania, Dedykacja dla Milunii [Mieczysławy Łąckiej, bratanicy], napisana w książeczce do nabożeństwa pt. Bądź wola Twoja. Modlitwy i rozmyślania na wszystkie dni tygodnia i miesiąca (zebrała i uzupełniła Józefa Kamocka, wydanie nowe, Warszawa – Lublin – Łódź b.r.w.), Tarnów, 4.07.1934, ss. 638, rkps – ADT, Sygn BZ (t. V).
- Łącka Stefania, Dedykacja na fotografii Stefanii Łąckiej ofiarowanej przez nią koleżance Zofii Gajdzie, Tarnów, 25.10.1934, rps – ADT, Sygn BZ (t. V).
- Łącka Stefania, List do Anieli Wajdowej z d. Turecka, Zakopane, 21.11.1945, rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (V).
- Łącka Stefania, Tam, gdzie Wisła wał przerwała, „Nasza Sprawa” nr 32, z 12.08.1934, s. 5-6.
- Łącki Antoni, Feldpostkorrespondenzkarte, 1917 – archiwum prywatne autora.
- Marszałek Jan ks., Bogu – Ojczyźnie – człowiekowi. Stefania Łącka we wspomnieniach świadków jej życia i na tle jej własnych artykułów, korespondencji i zapisów, Warszawa – Struga 1989, ss. 264.
- Marszałek Jan ks., Stefania Łącka. Szkic życiorysu, „Currenda” (1981) nr 9-12, ss. 285-304.
- Matyasik Anna (imię zakonne Stanisława, prezentka, koleżanka z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Ku pamięci śp. Stefanii Łąckiej, Kraków, luty 1979, mps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Misiaszek Bronisława (po mężu Kozioł, współwięźniarka Stefanii Łąckiej w obozie Oświęcim-Brzezinka), List do Anieli Grabiec, Świebodzin k. Bolesławia, 2.10.1978, rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Okońska Zofia (nr obozowy 17670), Relacja o Stefanii Łąckiej [bez tytułu, bez miejsca i daty, za zgodność kopii z oryginałem ks. Zenon Rogoziewicz], Nowy Sącz 11.07.1979), rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Panek Helena (nr obozowy 6892), List [zapewne do Emilii Ptak], Warszawa, 14.05.1979, rkps, ss. 3 – ADT, Sygn BZ (IV).
- Panek Helena (nr obozowy 6892), List do ks. Jana Marszałka, Warszawa, 1.12.1980, rkps, ss. 4 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Panek Helena (nr obozowy 6892), Wspomnienia o śp. Stefanii Łąckiej („W tarnowskim więzieniu”), Warszawa 26.03.1982, rkps, ss. 7 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Ptak Emilia z d. Kropczyńska (najbliższa koleżanka Stefanii Łąckiej z lat Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Wspomnienia pośmiertne o śp. Stefanii Łąckiej (na podstawie wspomnień współwięźniarek i koleżanek), Nowy Sącz, 1.07.1979, mps, ss. 24 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Skowron Janina z d. Misiaszek (sąsiadka Stefanii Łąckiej w Woli Żelichowskiej), Wspomnienia o Stefanii Łąckiej, Wola Żelichowska, 2.02.1980, mps, ss. 3 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Sobal Alojza (imię zakonne Serafia, felicjanka, młodsza koleżanka Stefanii Łąckiej ze Studium Nauczycielskiego w Tarnowie), Słowo o starszej mojej koleżance Stefanii Łąckiej, Rajcza k. Żywca, 5.02.1979, mps, ss. 3 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Sojka Stanisław ks., Duchowość błogosławionego Romana Sitki. Życie – cnoty – męczeństwo, Kraków 2006.
- Szarwark Teodor, Ks. Piotr Halak, wychowanek Seminarium Duchownego w Tarnowie, „Currenda” (1972) nr 1-6, s. 127-136.
- Tarka Mieczysława z d. Łącka, List do Emilii Kropczyńskiej z d. Ptak [w sprawie Stefanii Łąckiej], Kłyż, 10.05.1979, rkps, ss. 2, ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Wajdowa Aniela z d. Turecka (nr obozowy 23368), Relacja o Stefanii Łąckiej [bez tytułu], marzec 1979, rkps, ss. 4 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Wajdowa Aniela z d. Turecka (nr obozowy 23368), List do ks. Jana Marszałka, Kraków, 14.10.1980, rkps, ss. 2 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Ważydrąg-Grzesikowa Janina (koleżanka Stefanii Łąckiej z Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Kto znał?, Kto pamięta? Odpowiedź Helenie Noskowicz piszącej (o Stefanii Łąckiej) w „Echu Krakowa”, nr 172 z dnia 12.08.1978, Brzesko 1978, rkps, ss. 5 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Węgiel Franciszek ks., prob. w Otfinowie, Pochwalam akcję upamiętnienia więźniarki Stefanii Łąckiej, Otfinów, 19.02.1979, mps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t.VI).
- Witek Jan ks., Życie i sylwetka duchowa majora Henryka Sucharskiego (1898-1946), w: Chrześcijanie, red. B. Bejze, t. XIX, Niepokalanów 1992, s. 167-248.
- Wojna Dziubanowa Zofia (koleżanka Stefanii Łąckiej z Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie), Relacja o Stefanii Łąckiej [bez tytułu], Tarnów 1979, rkps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Wójtowicz Eleonora (nr obozowy 32460), List do Anieli Grabiec Dąbrowa Tarnowska, 26.09.1978, rkps, ss. 4 – ADT, Sygn BZ (t. IV).
- Wróbel Halina, Likwidacja obozu koncentracyjnego, „Zeszyty Oświęcimskie”, nr 6 (1962).
- Żychowska Maria, Informacja o druhnie Stefanii Łąckiej, Tarnów, 24.06.1980, mps, ss. 1 – ADT, Sygn BZ (t. IV).